Quantcast
Channel: ZIELONA METAMORFOZA - blog o architekturze krajobrazu, ogrodnictwie, projektowaniu
Viewing all 193 articles
Browse latest View live

TAJEMNICZY OGRÓD W LESIE - KUKS

$
0
0
Czechy, tzw. Betlejem
Jest takie miejsce magiczne w lesie, na terenie Czech.
Potoczna nazwa to Betlejem.

OFICJALNA : BRAUNŮV BETLÉM (SZOPKA BRAUNA)


Około 3 km od Kuksu, maleńkiej wioski zwanej jednak Wersalem Czech,  w lesie napotkamy interesujące miejsce – kamienną Szopkę. Zespół rzeźb i płaskorzeźb. Są to dzieła Mateusza. B. Brauna, wykonane na zlecenie hrabiego Szporka. Z ogromnych głazów i skał leżących w tym miejscu patrzą na nas   kamienne postacie  biblijnych scen.  Trzej Królowie, św. Maria Magdalena....... Całość pozbawiona ochrony przed działaniem natury jest już mocno zniszczona, wciąż jednak zachwycająca.

BRAUNUV BETLEM


Miejsce to było zapewne równocześnie warsztatem rzeźbiarskim mistrza  Brauna. Dziś las tu dyktuje prawa.  Zagarnia co jego.
Czy ktoś słyszał powiedzenie ... " śmiały się z niego nawet drzewa w lesie"...?
Czy te tu się śmieją? Chyba nie.
Cykl rzeźb (Cnoty i Występki) dłuta  tego austriackiego rzeźbiarza epoki baroku stanowią największą kolekcję ludzkich charakterów „w kamieniu” na świecie. Można ją podziwiać w Kuksie, przy budynku szpitalnym z kościołem jako centralną dominantą, który mylnie można uznać za pałac. To jeden z najciekawszych zabytków w Europie Środkowej - Hospital Kuks. Dawniej, prawie przez pół wieku, Kuks był znaną miejscowością kuracyjną i rozrywkową, ośrodkiem życia towarzyskiego, artystycznego i naukowego barokowych Czech.
 
Kuks, Czechy.




Rzeźby tu pokazane są kopiami. Oryginały, z piaskowca, przechowuje się w budynku i udostępnia zwiedzającym. 

A prace Mateusza Brauna można też podziwiać na Moście Karola w Pradze. Bagatela.
Warto jednak zajrzeć i do Kuksu po drodze.



I jak tu nie kochać czeskiego poczucia humoru?


-Pozdrawiamy-

BABA Z WOZU, KONIOM LŻEJ

$
0
0


"...jak bajka będzie brzmiało to, na co my własnymi patrzyliśmy oczyma."
                                                              Ajschynes


Również mnie wypadało to powiedzieć, gdy przeczytałam maila od Agniechy!!! Ma ona stadninę IZERY i koniki polskie! 


Jeszcze nie tak dawno, bo w zimie, fantazjowaliśmy sobie w Giebułtowie, że zwieńczeniem wiejskiej sielanki byłoby posiadanie bryczki i konia. Najlepiej dwóch!





Brana była pod uwagę nawet "wersja eco" z blogu Megi. W opozycji dla krakowskiej - ekskluzywnej.


...oraz jej wiedeńska odmiana, a może nawet pierwowzór?


Oczywiście koń giebułtowski byłby koniem ogrodowym uczesanym jak na ogrodową modę przystało. Kwiaty we włosach targałby mu wiatr....





No i oczywiście byłby koniem szczęśliwym...




Jak ten koń w Żernikach Wrocławskich.  Ale, to oczywiste.

A ponieważ miało być bajkowo, będzie. Bajka ta o tytule Izerska Parada Powozów zacznie się w Lubomierzu o 11.00, 4 maja. Siedemnaście powozów zaprzęgniętych w konie z okolicznych stadnin  uroczyście, po raz pierwszy, dokona swej prezentacji.

Trasa przejazdu świątecznie udekorowanych zaprzęgów najróżniejszego typu, oraz koni różnych ras, z przewagą lokalnego ślązaka, oczywiście, będzie przebiegać przez Lubomierz, Olesznę Podgórną, Ubocze do Gryfowa Śląskiego. Zakończy się w Złotym Potoku.

Więcej o Paradzie można przeczytać niżej w linkach. A na pewno nie  można przegapić!
o Paradzie Powozów czytaj tu    i    tuuuuu


Ciekawe co by było jakby to Ramzes zobaczył!!!! Oj, nie ustałby tak spokojnie. Oj nie! Chociaż to był cudny koń i mądry. Ale miał też poczucie humoru i lubił psoty,  co się u koni zdarza. I wtedy zostają nam w pamięci na zawsze. Tak jak on mnie, choć były przed nim i po nim, inne.
Ramzes i ja, 2002 r.

Szawdron, ogier z Książa

Taki na przykład Szwadron. Prawda Kasiu?

Pozdrawiam i do zobaczenia na Paradzie!
ewa


MAJÓWKA W GIEBUŁTOWIE I ...ZIMNA ZOŚKA W DNIU NIEZAPOMINAJKI

$
0
0
Po ostatnim poście Kasia napisała sms-a.."..Chyba intuicja podpowiedziała mi, żeby do porannej kawy wejść na zielona metamorfozę!Te zdjęcia przywołują same miłe wspomnienia.To były czasy...Dzięki:)

I dzięki Tobie - Kasiu! A właściwie powinnam napisać :Wam.

Potem p. Stasia powiedziała: "p. Ewo, niech się pani cieszy majem bo to najładniejszy miesiąc w roku. Każdym dniem, nawet deszczowym, należy się cieszyć. Inne miesiące już takie ładne nie są"... I ja się cieszę, zwłaszcza, że te deszczowe dni lubię najbardziej.  I nie tylko w maju.

na drodze z Mlądza do Giebułtowa - Mirsk
Pod znakiem deszczu był  pierwszy majowy weekend w G. Ale wszystko i tak,co się miało udać, udało się. Parada powozów, zebranie materiałów do opracowania, odwiedziny w stadninie Izery u Agnieszki w Mlądzu a nawet zdobywanie ruin zamkowych na obcasach.



Pierwsza Izerska Parada Powozów - rynek  Gryfowa Śląskiego

Oj!  pooooooojechałoby się. Zwłaszcza jak na tym zdjęciu niżej...bo ja, to  niekoniecznie w karecie muszę:) a nawet chyba wolę bez. Co innego saniami.


Z po-wozów to najlepiej umiem jeździć wozem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dziadek się zawsze dziwił, "że ten koń  się ciebie tak słucha?" I słuchał się, a może i mniej bał, kiedy go mijały na drodze wielkie, ryczą ce samochody? Młody był więc, ja do niego mówiłam i wóz spokojniej jechał. Dziadek z chęcią oddawał lejce małej gadule. I też słuchał, tego, co ta dziwna wnuczka z miasta do konia gada.

I nawet się w Gryfowie wzruszyłam, bo ten śliczny koń trochę do Ramzesa podobny a pies do mojego ś.p Tropa. Taki fajny łaciaty zestaw:)
A potem,  jak się  szybko pojawili,  tak i  szybko zniknęli. Zostawili podkowę. Na szczęście!

A nam zostało podziwiać piękny i mocno "nadgryziony" czasem Gryfów.

Gryfów Śląski
Po paradzie zaś był czas na NOWE.
Mlądz i Stadnina Izery Agnieszki i Nikolasa. Coś fantastycznego! Po prostu koński raj! Roztacza się  stamtąd tak piękny widok na Izery, że koniom chyba zapiera dech co rano! Zwłaszcza jak się tu nie urodzą.


Bo dla tych źrebaków, to już normalka. Gdyby nie to, że w Giebułtowie są wszystkie ważne dla mnie domy, mogłabym go chyba zamienić na Mlądz. 

No i widok z pól koło pałacu, ech, jednak nie do zastąpienia! Zwłaszcza dla Hrabiny.

Giebułtów


I wszystkie inne widoki też. Czyż nie Królewno?

Tu nawet kwiatki ogląda się z innej perspektywy. Czy raczej one nas oglądają?

 Z wysokości zamczyska Wszystkich, których nam z racji pobytu w Giebułtowie pozdrowić jest miło
oraz
Agnieszkę z Mlądza!

Pozdrawiamy...


 Dziękujemy i tymczasem Kochani!


I jeszcze ku przestrodze. Na koniec. Fotka edukacyjna. Mam nadzieję, że przekaz jest jasny? :)


 Adieu:)

A Wszystkim Zośkom  - obfitości niezapominajek w ogrodzie!
15 maja - to ich dzień!

TORUŃ - czyli odcinek 1 oldskulowej PODRÓŻY

$
0
0
W ramach regenaracji sił i nacieszenia się majem do woli, odbyła się PODRÓŻ.

Podróż nie byle jaka. Oldskulowa. Nie miała być wcale "ogrodowa". Wręcz przeciwnie. Należało w niej od "tych" tematów odpocząć. Co zostało z góry ustalone, choć dowodów na piśmie jednak brak.

Nie jest to proste, zwłaszcza jak się zabiera aparat ze sobą (o czym lojalnie zawsze informuję).

Nie mam też żalu, choć w tyle głowy ciągle słyszę ..."starczy tego wyżywania się na aparacie"..., albo ..." no, nie możesz wszystkiemu robić zdjęć!"... , ..."Zakatujesz ten aparat"

Ale jak tu ich nie robić? No jak? Na każdym kroku się proszą!!!

dwóch facetów z  "torbą"
 
BAR MIŚ

Po zakończeniu podróży stwierdzam, że najbardziej odpowiednim podsumowaniem tego wydarzenia byłoby nakręcenie filmu dokumentującego klimaty, miejsca i ludzi jakich udało się spotkać na trasie. Ja ten film mam nawet w głowie. Jego podtytuł: tanio i do bólu wesoło. Ale przede wszystkim: oldskulowo. Toruń może nie do końca sprostał klimatowi lat 60-tych i 70-tych. Jednak jak zobaczycie inne odcinki...Ciechocinek i Nieszawa zrozumiecie. 


Wiadomo, Toruń to : Kopernik, Planetarium i Krzyżacki Zamek, Pierniki. Do tego piękna, gotycka zabudowa, o którą  coraz bardziej się tu dba. TO wiedzą wszyscy. Ale, że chroni się tu artystów?




No więc chodzę po tym Toruniu i myślę, sobie: wszystko pięknie, ale gdzie tu jest ŻYCIE? Wszystko takie uładzone, pod linijkę, wypucowane i akuratne.  Gdzie odrobina szaleństwa i niepowtarzalności? Nie wspomnę, że roślin aby, aby i już mam powoli dość . Chociaż są wyjątki. Ale po bajecznie kwitnącym Ciechocinku, Toruń wypada słabo. Za to elewacje kipią!!!



I nagle jest!
Wystarczy dotrzeć w okolice ulic Podmurze, Podzamcze, Wielkie Garbary. Aparat poszedł w ruch!

Koło teatru jeszcze większe CUDO! Boisko niesamowicie wkomponowane w stare mury! Wiem, że nie każdy rozumie teraz mój zachwyt, ale to już takie skrzywienie zawodowe. Aga na pewno wie o co chodzi.  


Tu dokładnie pokazane jest to miejsce. Z lewej Zamek Krzyżacki - ruiny. Które  w rzeczywistości wyglądają tak:


I jeszcze jedno ciekawie pokazywane miejsce, choć w zasadzie są to tylko fundamenty kościoła. 



No i teraz czas na deser.
Doskwierający mi  brak zieleni, przejawiał się gorączkowym poszukiwaniem jakiegoś miłego, zielonego zakątka. I nagle jest! Wprawne oko, mimo przysłonięcia wizjerem, rejestruje napis..... RÓŻE! OGRÓD! 30 m w prawo. I oto jest!
W pierwszym momencie, w pięknej restauracji na ul. Szerokiej, trudno go znależć. Jest ukryty i tylko dla wtajemniczonych. Nie obyło się bez pomocy Miłych Właścicieli.


Ten ogród to wypalone wnętrze kamienicy. Na tylnej ścianie jeszcze widać ślad po dachu. Ponoć w pożarze zginęli ludzie. Smutna historia. Ale legenda mówi, że drzewa tu rosnące, to ich dusze, więc nadal tu są.
Piękne, ogrodowe przesłanie i cudowne miejsce. I choć istnieje ono w Toruniu, to korzeniami sięga do Wrocławia, ASP i osiedla Grabiszyn. I to też jest niesamowite. Wciąż pod wrażeniem miejsca  pozdrawiam serdecznie:)


Po deserze, wisienki z tortu. Pełno ich. Zabawne, kolorowe, ce-ra-mi-czne. W najmniej oczekiwanych miejscach. I z dowcipem. Czyli jak lubimy.
Zdobią mury, okna, zapyziałe zaułki.
 Postacie!


A na pocieszenie dla Agi, której ta podróż też dobrze by zrobiła i ją oczarowała: ulubiony widok saksofonu (bo pianina nie da się na ulicę tak łatwo wynieść:))



Miłego Torunia Wszystkim:)

Ewa

POSZUKIWACZE PRZYSŁUPÓW i OGRODÓW WIEJSKICH - Obercunnersdorf, Niemcy

$
0
0
Obercunnersdorf, Niemcy
Jeszcze Ciechocinek nie zaistniał na blogu a już nowe, piękne miejsce warte jest pokazania. Ponieważ jest dobry czas na sadzenie i zmiany w ogrodach, myślę, że Oberscunnersdorf będzie bardziej inspirujący, więc napierw on. 
Tak więc 26 maja czwórka poszukiwaczy przysłupów wyruszyła, mimo deszczu! do Niemiec oraz do Bogatyni. Dlaczego tam?


Oto przyczyna. Dzień otwarty Domów przysłupowych.  Zarówno Obercunnorsdorf, jak i mój ulubiony Giebułtów, posiada domy łużyckie czyli przysłupowe. Niemiecka wioska jest fenomenem w skali światowej. Znajduje się w niej ok. 260 takich domów. Właściwie, to wszystkie inne stanowią dodatek do "przysłupów". Trwają starania, aby te tradycyjne domy łużyckie wpisać na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wyjaśnię z "grubsza" co to jest dom przysłupowy, choć głównie chcę pokazać ogrody jakie im towarzyszą.  Ogrody te mogą być bowiem  inspiracją dla innych ogrodów na wsiach. Zwłaszcza chciałabym i mam nadzieję, że kiedyś podobnie wyglądać będzie w Giebułtowie. Obie wsie mają wiele wspólnego, choćby ukształtowanie terenu i liczne potoki, które płyną poboczami. Dzieli je też niewielka odległość, bo ok. 70 km i dawniej obie wsie wchodziły w skład jednej krainy: Górnych Łużyc. Domy, które tu  budowano były stawiane z materiału mieszanego, jak wszędzie tam, gdzie nie było pod dostatkiem drewna. Wykorzystywano też okoliczny kamień i glinę.




Przysiądźmy więc na chwilę i popatrzmy jak ten dom przysłupowy wygląda i z czego się składa. Oczywiście jeśli jeszcze nie wiemy, bo w Giebułtowie, to mam taką cichą nadzieję, już każdy wie, dzięki artykułom w Gazecie Giebułtowskiej.
Tak więc: nazwa "przysłupowy" pochodzi od słupów, które podtrzymywały konstrukcję pierwszego piętra i obejmowały parter w formie pudełka.


Jednocześnie słupy te stanowia ozdobę domu. Technika budowania tych domów jest ściśle związana z okoliczną  naturą i przyrodą. Pejzaż i historia tego regionu jest jedynym w swoim rodzaju krajobrazem kulturowym. Świadczy o dużym kunszcie rzemieślników i wysokim poziomie estetyki dawnych mieszkańców tych ziem.



Obercunnersdorf, niżej też


Pod kunsztownie wyłożoną łupkiem elewacją  kryje się ściana o konstrukcji szachulcowej, błędnie nazywana "pruskim murem". Tzw. "pruski mur" to kratownice z belek wypełnione cegłą. Szachulec wypełniano zaś gliną, słomą, matami z gałązek lub trzciny i bielono wapnem. Wszystkim tym, co rosło w okolicy.

Bogatynia, 26 maj 2013r., ul. Waryńskiego 18
Bogatynia, ul. Waryńskiego 24
Obercunnersdorf

 Obercunnersdorf
W Obercunnersdorf domy przysłupowe są pieczołowicie remontowane. Istnieje wsparcie finansowe ze strony Państwa. Powstają też nieliczne nowe domy. Nie naśladują one domów przysłupowych. Nie burzą też charakteru wsi.  Wymogiem jest zachowanie stylu oraz materiałów wykończeniowych a także elementów małej architektury, jakimi są np.  ogrodzenia. Na zdjęciu wyżej widać, że zachowano  przedogródek, choć w nowoczesnej formie. Nie stosuje się tu betonowych "puzzli", które i w Polsce są coraz mniej lubiane, zwłaszcza ze względu na ich marną jakość i estetyczna "kolizję" z otoczeniem.


Osobnym tematem, o który dba się we wsi niemieckiej są ogrodzenia.Wszyscy starają się mieć drewniane, tradycyjne żerdki. Wprowadza to ład przestrzenny w sferę publiczna jaką jest ulica. Nikt nie próbuje się tu wyróżniać i stosować wymyślnych i drogich rozwiązań. I to też jest godne naśladowania. Zanim odpowiednie ustawy wprowadzą ten obowiązek u nas, może minąć jakiś czas. Chyba nie jest tajemnicą, że w dbaniu o ustawowe piękno otoczenia jesteśmy nieco "zacofani'. Na szczęście ludzie są wrażliwi i sami zaczynają dbać o to, co ich otacza. Niech przykładem będzie Ogród Krasickich w Warszawie (post).
 

W Obercunnersdorf metalowe ogrodzenia też występują, ale nawet one imitują te drewniane. Budując płot z drewna należy pamiętać o ostrym zakończeniu żerdzi, po to, aby woda deszczowa mogła szybko spłynąć z wierzchołka i nie niszczyła drewna.

Na szczególną uwagę zasługuje dobór gatunkowy drzew. Dominują drzewa liściaste i wyraźnie nikomu nie przeszkadza, że gubią one liście jesienią. Gatunki iglaste są sadzone rzadko i raczej jako pojedyńcze drzewa ozdobne, dobrze widoczne z każdej strony  ogrodu i ulicy. Brak jest żywopłotów z żywotników (popularne tuje) i innych roślin zimozielonych. Bardzo dużo natomiast  sadzi się  krzewów kwitnących.

 Obercunnersdorf

 Obercunnersdorf i niżej też





Stosowanie rododendronów i azalii niekoniecznie jest dobrym pomysłem. Wyglądają one trochę obco w wiejskich ogródkach. Bardziej pasują do willi w mieście. W ogromnej gamie roślin tradycyjnych każdy znajdzie coś dla siebie. Bzy, kaliny, jaśminy, róże, glicynie, powojniki i wiele innych, lepiej harmonizuje z wiejskim  otoczeniem. I jest to lepsze rozwiązanie. Jeśli nie możemy się oprzeć pokusie ich posiadania zawsze mozemy znaleźć im miejsce w tej części ogrodu, która nie przylega do ulicy. Tak, aby charakter przedogródków nie tracił na  prostocie.
Obercunnersdorf
Nie każdy zaś ma obowiązek posiadania ukwieconego ogrodu, to jasne. Ma jednak obowiązek utrzymywania w nim porządku. Niby rzecz oczywista, ale czy stosowana? Wystarczy wyjrzeć za okno i samemu sobie odpowiedzieć na to pytanie.


 
kwietna łąka pzred kwitnięciem,  Obercunnersdorf
Dobrym rozwiązaniem dla osób nie zarażonych manią ogrodniczą jest założenie kwietnej łąki, o której Aga dokładnie napisała w jednym z postów. Można tam znalaźć sposób jej wysiewania i pielęgnacji. Niewielkim wysiłkiem powstanie kwitnący dywan, który jest mniej pracochłonny niż trawnik. A jakże malowniczy. I coraz bardziej modny również w Polsce.
To dobra nowina również dla owadów. O nich też tu nie zapomniano. Oto hotel dla owadów:


Taki bardziej hostel niż hotel, ale jest. Na naszym blogu jest post Agi o hotelach dla owadów i można zobaczyć jak duży, pięciogwiazdkowy obiekt wygląda.

Wróćmy do ogrodu. Jego uroda zależy od zastosowanych roślin. W ogrodzie wiejskim powinny być to rośliny tradycyjne, proste: floksy, maki, piwonie, orliki, malwy, róże, lilie, łubiny i wiele, wiele innych. Im więcej i bardziej "staroświeckie" tym lepiej. Odmian, kolorów dla każdego starczy. A dużą zaletą jest zwyczaj obdarowywania się sadzonkami przez sąsiadów. Ten niewinny i tani sposób pozyskiwania nowych roślin powoduje, że wieś z czasem nabiera jednolitego chrakteru. Cała staje się wielkim ogrodem a nie tylko układanką nie pasujących do siebie "klocków".

Chodząc po Obercunnersdorf tropiciele przysłupów zgodnie zauważyli, że pięknie by było upowszechnić i namówić mieszkańców Giebułtowa do obsadzenia skarp potoków w sposób jaki tu widzimy.




Teraz wyglądają one mniej więcej tak, jak niżej, choć to też jest zdjęcie z Obercunnersdorf. Nawet tam jest jeszcze kilka miejsc, które można poprawić. Ale jest to raczej skraj wsi. Centrum zaś jest przepiękne.







Giebułtów

Giebułtów

 Obercunnersdorf
Obercunnersdorf


Kwiatów, to akurat też nie musimy się w Giebułtowie wstydzić. W każdym ogrodzie zachwycają. A ogrody są tu piękne, o czym już pisałam w innym poście. Jak z obrazu są przecież  te maki u Dany i oczu nie mogłam od nich oderwać. Od wielu innych też. 

Giebułtów
Giebułtów
 Nie wszystkie domy w Obercunnersdorf są domami przysłupowymi. Podobnie jest w Giebułtowie. Wszystkie jednak ładnie harmonizują ze sobą. Dominują stonowane kolory, szary, biały, zgaszona zieleń, kremowy. Kolory te pasują do siebie i do domów sąsiednich. Również kolory dachów są ujednolicone. Dominuje grafitowy łupek lub dachówka w tym samym kolorze.

Obercunnersdorf

po prawej dom po remoncie, Bogatynia, ul. Waryńskiego 24

Na zakończenie wariacja na temat izby zrębowej. Ta część z poprzecznymi balami, którą "obejmują" słupy. Nie ma chyba dwóch takich samych domów przysłupowych i takich samych izb zrębowych. Różnią się kolorem, detalem elewacji, oknami. I to jest w nich właśnie takie piękne.






W domu p. Eweliny Woźniak, który mieści się na ul. Waryńskiego 24 w Bogatyni można wynająć pokoje.
W ramach Dnia otwartego p. Ewelina pokazała nam swój dom od wewnątrz i opowiedziała z jakim trudem i jakimi kosztami udało jej się  go wyremontować  do obecnego stanu. A remont był podwójny. Powódź w 2010 roku zniszczyła wiele domów w Bogatyni. Również Jej  dom. Woda osiągnęła  wtedy na parterze 1,8 m wysokości. A właścicielka była w środku ! Prawdziwy horror.
Noclegi i  kontakt  na www.


Miłego dnia
ewa

JAK PRZEŻYĆ W CIECHOCINKU KILKA DNI

$
0
0
Kiedy pomysł wyjazdu do Ciechocinka został wypowiedziany na głos, myślałam, że umrę ze śmiechu. "Musisz tam pojechać" poważnie powiedział Maciek. Była godzina bliska  24.00. Początek wiosny. Okolice Sobótki. Właśnie Go z Sister znalazłyśmy i  zaczynaliśmy holowanie ukochanego,  niebieskiego BMW Maćka na pobocze oraz powrót do Wrocławia. Była pełnia księżyca.

Opowiadał o Ciechocinku i opowiadał. Że tężnie cudowne, że rowery, że pobiegać w koło teżni można, że baseny, sauny itd, itp. Fajnie, ale to mogę robić też we Wrocławiu eM. Oczywiście bez tężni, choć w Oleśnicy, na basenie jest ich namiastka.

No cóż, znam eM od przedszkola i wiem, że uwielbia oldskulowe klimaty i nasz kraj do bólu. Delektuje się tym i nic nie jest w stanie  zmienić tej sytuacji.Zaraża też innych. Jest więc maj i jadę do ....Ciechocinka! Miliony radarów po drodze. Nie wiadomo czy hamować czy przyspieszać, ale więcej w tym roku płacić nie zamierzam, więc spoookojnie. Już i tak jestem o 4 pkt. lżejsza.
I oto jest!!! Ciechocinek. eM powinien powiedzieć "Jedź, tam, bo gdzie się nie obrócisz będą GŁOGI". To by poskutkowało od razu! A tak potrzeba było sytuacji nadzwyczajnej.

Ciechocinek, maj 2013r.
Głogi kocham, od kiedy zobaczyłam je w Wiedniu, przed pałacem Schoenbrun. Dobrze się przyjrzałam, bo w kolejce do kasy spędziłyśmy z Bogną 2 godziny. Od tej pory rozpaczałam, że głogi w polskich miastach umierają, co jest faktem. Ale nie w Ciechocinku. To miasto głogami stoi!

Wiedeń, .... nie pamiętam kiedy.
Ciechocinek, 2013r.
Crataegus xmedia - głóg pośredni. Do tego gatunku należą liczne odmiany ogrodowe. O kwiatach pełnych, różowych lub czerwonych. Często w formie piennej (czyli drzewka). Cudne!!!!

To miejsce lada moment zapełni się kwiatami. Prace jak widać, trwały. Powstają tu znane "dywany kwiatowe", z których Ciechocinek też słynie. Na marginesie, osoby na trawniku, to nie bezdomni. Miasto ma mikroklimat i za jego sprawą, również tężni, ciśnienie bardzo tu spada. Po prostu chce się spać.

Zegar kwiatowy

Ciechocinek, to nie tylko dywany. Wielość kwiatów na każdym kroku. Tylko trochę przesadzę, jeśli powiem, że to miasto ogród. Naprawdę o rośliny tu się dba i jest ich duuużo!
Maj, to chyba idealny miesiąc na odwiedziny. Wszystko kwitnie. Kasztanowce, tawuły, bzy!!! (również te dzikie za miastem, których tu mnóstwo), głogi i wiele, wiele innych krzewów.

 Zapach nie do opisania, choć ponoć zapach ..." można tak opisać, że nabierze smaku i kolorów. Gdy już pachnie od słów, to wtedy... wtedy trzeba najczęściej wyłączyć modem"...
Tyle o zapachu J. Wiśniewski w "Samotności w sieci"


W Ciechocinku nie można, chyba, czuć się samotnym. Wszyscy tu mówią tylko o tym czy "ten" lub "tamta" przyjdzie, zadzwoni, zatańczy. Jak cykady, buczą te wieści zza żywopłotów i parasoli. Zabawne.

Muzyka rozbrzmiewa tu już po obiedzie. Ruszają dancingi. Oldskulowe, niezmienne od lat. Europejska, Kama, Brystol...tam trzeba potańczyć codziennie. Jeśli ktoś lubi i może tańczyć, oczywiście. Wiadomo, że ja i Aga lubimy, więc... Ago- żałuj, bo trzymając się jednak zasad, można tu nawet "kankana" zatańczyć.


Ale to dopiero wieczorem. Rano obowiązkowo tężnie. Te monstrualne konstrukcje to fenomen na skalę światową. Są wpisane na listę UNESCO. Zawdzięczamy je Stanisławowi Staszicowi, który był pomysłodawcą. Solanka jest wydobywana z głębszych warst pod ziemią i pompowana na górę teżni skąd po faszynowej ścianie skapuje z dół, wydzielając wielkie ilości jodu. 

wszystkiego na temat tężni i soli można dowiedzieć się w Muzeum Soli.

Muzeum Soli w Ciechocinku
Ciechocinek zaskakuje też parkami. Jeden zadbany, w centrum, drugi w trakcie budowy, koło tężni, zarasta błyskawicznie trawą, choć nasadzenia bardzo nowoczesne i ładne. Litości, niech ktoś wyplewi ten gąszcz!


Jest też w Ciechocinku piękna, stara zabudowa, o którą raczej się nie dba. A mogłaby tworzyć niepowtarzalny klimat. Nieliczne wyjątki odrestaurowanych domów potwierdzają regułę zastępowania drewnianych pensjonatów marnymi imitacjami. Nijakie one i brzydkie. Co innego te przedwojenne.

Letnia rezydencja Prezydenta Polski w Ciechocinku

Jeśli ktoś kocha oldskulowe klimaty jak eM, może poszukać noclegu na poczcie. To nie żart. Poczta Polska ma bazę noclegową w  wielu miastach. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę: poczta polska noclegi.
 Niskie ceny gwarantowane. Do tego czysto i lepiej niż w hostelu!
No i wrażenia gratis:)


Żeby intensywnie spędzić w Ciechocinku kilka dni warto:
biegać lub spacerować wokoło tężni co rano, jeździć na rowerowe wycieczki w południe, chodzić na dancingi lub baseny solankowe po południu, gotować i mieszkać na poczcie. No i posłuchać eM i pojechać do tego Ciechocinka!

Miłego dnia wszystkim
ewa 

BIAŁA DROGA DO NIESZAWY - oldskulowej podróży finał

$
0
0
Zanim pokażę drogę do Nieszawy i ją samą,  mam pytanie. Czy znacie powiedzenie: jaki Sylwester taki cały rok? Jestem skłonna w tym roku w to uwieżyć. Tańczącym krokiem przemierzyłam sobie w tamtą noc kilkanaście państw. W rytm ich tradycyjnej, ludowej muzyki. Był też taniec "czarownic". Pierwszy raz. A jaki tego skutek? Otóż taki, że ten rok obfituje w niezaplanowane podróże! Efektem nagłej podróży samolotowej jest np. lot z przesiadkami, których można było uniknąć. 
I tak: do Manchesteru, o mały włos, miałabym lecieć przez Oslo a wrócić przez Brukselę. Udało się jednak "tylko" przez Liverpool.  Do Ottawy (jeśli się wydarzy) przez Frankfurt i ... Filadelfię (zgrozo-1h na przesiadkę). Już widzę Toma Henksa koczującego na lotnisku. Czy to była właśnie Filadelfia? Czy to jest do wykonania? A jeszcze Hamburg z IGĄ i to szkolenie zawodowe w ... , boję się powiedzieć. Nie licząc oczywiście kursowania do Giebułtowa, Ciechocinka, Torunia, Poznania, i kilku  mniejszych miejscowości. Czy ja się w tym roku zatrzymam? Jeśli ktoś jednak z góry tym steruje, proszę, niech pamięta, że były też tańce afrykańskie!!!

Biała droga z Raciążka do Nieszawy wydaje się być oazą spokoju. Przejedźmy się więc jeszcze raz.


Po takiej tanecznej podróży naturalne wydaje się, że  "tańczący z wichrami" dom mijamy po lewej. Wszystko pasuje jak ulał. I dom, i wichry, i taniec. Teraz to widzę.


Nie dziwią też  "tańczące" pagóry wydm nad prawym brzegiem Wisły. I tańczący (za niewielką opłatą) na jej środku prom. ..."Nie dziwi nic"...


Nieszawa i to, co się tam dzieje, też już mnie nie dziwi. Chociaż wygląda jak wieś, jest miastem! Jednym z najmniejszych i najdziwniejszych. Ale za to jaki ma herb! I to, że  dwa razy ją przenoszono.  Teraz jest 40 km dalej niż pierwotnie. Nie bagatela. Zwłaszcza w kontekście podróży.

herb Nieszawy
rynek w Nieszawie
Jedno tylko zdarzenie  nie może mnie przestać dziwić w Nieszawie. Do tej pory. W niedzielę, ok. godziny 17.00, na nieszawski rynek zajechała kuchnia połowa. Z okalających rynek domów wybiegli ludzie i zaczęło się wydawanie porcji grochówki! Wszystko odbyło się tak szybko, że prawdopodobnie akcja była zorganizowana i zaplanowana. Grochówka i kuchnia zniknęła. Nigdzie nie było widać ekipy, choć wyglądało to na plan filmowy. Może inscenizacja ku pamięci "Wiosna panie sierżancie"? W Nieszawie był kręcony ten film doczytałam w Wikipedii. Rok1974. A może kamera była ukryta. Zadziwiająca scena.


Po zobaczeniu Nieszawy długo nic mnie już, chyba, nie zdziwi. Nawet kolejny patent na kwietnik z opony. Jeszcze trochę popstrykam i zrobię wpis tylko oponom poświęcony. Skoro nawet "letnia rezydencja" Uniwersytetu Przyrodniczego w Pawłowicach / koło Wrocławia ma oponowe kwietniki!!! O zgrozo!!!! Przy stajniach, jeśli ktoś zechce poszukać.

Nie zdziwi mnie nawet autor komentarza  pod galerią ze zdjęciem kościółka w okolicy Nieszawy ze strony www.szlakwisly.pl oraz napotkani rowerzyści z Leśnej (okolice Giebułtowa).

httpwww.szlakwisly.pltrasy-turystycznewodnekajakowewloclawek-bydgoszcz 

I nie zdziwi dom Noakowskiego właśnie w Nieszawie. Może w końcu, o Noakowskim będę mogła po 10 latach zapomnieć. Osobiście nic mi nie zrobił złego. No bo jak? Ale zaistniał, przez fakt nazwania ulicy jego nazwiskiem.


Nie dziwi też, że znalazłam kiedyś w piwnicy mojego domu album Noakowskiego. Zapewne powinnam wiedzieć jak malował?  Muzeum Narodowe ma jego prace, więc może warto. Nawet moja Zuzka już to wie...:)




I nie dziwi, że nie zrobiłam tego zestawienia prac specjalnie na blog. Miałam je gotowe od dawna i to też niech nikogo nie dziwi. Jeśli jest w życiu tak, że wszystko jest "po coś", to pewnie i ten rysunek. Doczekał się.

A biała droga do Nieszawy jest biała, bo wysypana białym kruszywem. To przecież Mleczna Droga.


Aaaa o mleku... mówił  pierwszy mleczarz na Wielkopolskę, w saunie, w Ciechocinku! Że najlepsze w sklepie  teraz, to jest już tylko mleko w proszku! Reszta mlek, do mleka nie podobna.
.."Nie dziwi nic"...

I to by było na tyle:)
Miłego dnia

ewa

OKRUCHY FRANCJI POD IZERAMI

$
0
0

 .....Znów Giebułtów i to, na co trzeba było trochę poczekać. Lawenda. W poszukiwaniu NOWEGO dawno już wpadłam na jej trop. Kilka osób mówiło mi, że jest gdzieś w Mlądzu lawendowe pole. Ale nikt nie widział.
Ma Mlądz szczęście. Z jednej strony "górki"  Stadnina Izery (pozdrowienia dla Agnieszki i pozostałych mieszkańców), z drugiej Lawenda Izerska.
Jest też w Mlądzu piękny widok na Izery, ale inny niż w Giebułtowie, bo Giebułtów jest położony wyżej. Izery ogląda się stąd jak z balkonu. 
 
  
W Mlądzu jest  płasko. Tak jak lawenda lubi.  

1. foto - Lawenda Izerska
 


Lawendę uprawia się tu od 2008 roku. Wtedy posadzono pierwsze sadzonki.

Dorota i Tomasz Pawlak o lawendzie wiedzą wszystko. Swoje doświadczenie gromadzili wiele lat. Odwiedzali plantacje w USA i nawiązywali kontakty z innymi plantatorami. Chętnie dzielą się swą  bogatą wiedzą. W to co robią, wkładają serce. Chyba nie da się inaczej, jeśli ktoś postanawia przenieść się z miasta na urocze, lecz bardzo ustronne dwa hektary pola w Mlądzu?
 
 
 

Lawendę uprawia się tu inaczej niż w Prowansji. Rośliny sadzi się wprawdzie z rzędach, ale odstępy między krzewami są większe. Daje to możliwość zebrania kwiatów z całej rośliny przy pomocy sierpa. Na uprawach wielkoobszarowych pracują maszyny, które "taśmowo" przesuwają się po rzędach i tną. Najpierw kwiaty a we wrześniu krzewy. 
 

..." Nie należy jednak oczekiwać, że uprawy lawendowe zdominują polski krajobraz. Jak każda nie w pełni zaaklimatyzowana, ciepłolubna roślina, także nasza ulubienica cierpi na skutek długotrwałych opadów, mroźnych wiatrów i póżnowiosennych przymrozków"... piszą w swoim poradniku Dorota i Tomasz.
 

 
2. Dorota i Tomasz Pawlak - "Jak uprawiać lawendę dla przyjemności i zysku"
Co zawiera PORADNIK   można podglądnąć w internecie. Można też go kupić. To kompendium wiedzy o lawendzie, jej odmianach, sposobie rozmnażania, uprawy. Są tu również przykłady na ozdobne wykorzystanie  lawendy i instruktaż jak je wykonać. To miłe zajęcie stanowi część pracy wykonywanej na "lawendowym polu". Pani Dorota zajmuje się również ceramiką:). A P. Tomasz, jak mówi, wszystkim tym, co przynosi mu radość, bo inaczej nie potrafi zmusić się do pracy. Prowadzą więc tu niewielką szkółkę roślin ozdobnych i krzewów oraz rozmażają i sprzedają topolę energetyczną.  To alternatywa dla wierzby (taka jestem teraz douczona:)). Jeśli ktoś ma większy kawałek ziemi i chce tanio "palić w kominku" - droga wolna.  
 
3. www.lawendaizerska.com
   
4.
Za autorami poradnika podaję stronę, gdzie można również poznać bogaty świat odmian lawendy i pooglądać je na zdjęciach oraz wybrać "coś dla siebie".

ODMIANY

Lawenda (Lavendula) obejmuje 30-40 gatunków. Należy do rodziny jasnotowatych (Lamiaceae) gdzie znajdziemy też bazylie, melisę i szałwię oraz kilka innych, znanych z ogródka ziołowego roślin.
Do najpopularniejszych odmian lawendy zalicza się: L.latifolia (l. szerokolistna), L. angustifolia (l. wąskolistna), L.. dentata (potocznie l. hiszpańska), L. stoechas (potocznie l. francuska) oraz L. x intermedia.
L. x intermedia są to mieszańce lawendy wąsko - i szerokolistnej nazywane lawendynami. Lawendyny są najbardziej odporne na choroby powodowane przez grzyby, bardzo wydajne oraz ozdobne.
 
 Zdjęcia 1,2,3,4, 5 ze strona na FB Lawendy Izerskiej

Nie może zabraknąć lawendowych wrzecion  w tym wpisie. Giebułtów z tkactwem nierozelwalnie złączony jest przecież.

5. Lawendowe wrzeciona p. Doroty

Wracając do Giebułtowa z "Małej Francji" widoki takie, że trzeba się zatrzymać. Dzikie naparstnice purpurowe. Aż trudno uwieżyć, że w OBI po 17 zł!!! To roślina dwuletnia, łatwa do samodzielnego wysiewu. Wystarczy otrząsnąć nasiona na rabatę. W pierwszym roku pojawi się rozeta liści, w drugim kwiat. Jeśli dobrze nimi "potrząśniemy" będzie, w lekko ocienionym miejscu, "naparstnicowy zagajnik"  już na stałe.



Albo taka łąka. Po co komu tu architekt krajobrazu, haha?

chaber driakiewnik (Centaurea scabiosa)

chaber driakiewnik (Centaurea scabiosa)
ostrożeń warzywny (Cirsium oleraceum)
Wiecej tych okruchów Francji w Giebułtowie i okolicach.

Sprzymierzone z Napoleonem wojska wkroczyły na Śląsk po wypowiedzeniu wojny Francji, przez neutralne od dłuższego czasu Prusy, w 1806 roku. Wojska francuskie zdobyły poza tym większość twierdz na Śląsku. Tereny okoliczne  noszą również ślady wycofywania się Napoleona spod Moskwy. Nadal odkrywa się na polach groby żołnierzy francuskich. Nikt się do nich nie przyznaje. Ani polskie ani  francuskie urzędy nie chcą tego "kłopotu" finansować. Ale dzięki kontrybucjom mamy platany, którymi Francuzi "płacili". 
 
Piękny był dziś dzień a jest nadzieja, że będzie jeszcze piękniejszy. Nadchodzi burza. Ściemnia się.
 
Giebułtów, kasztanowa aleja do pałacu.
Droga do Świecia
Rozparta wygodnie w samochodzie, czekam. Przede mną zielony łan owsa, za nim rozpędzają się i wzoszą Izery. Za plecami mam pałac, który, dla odmiany, powolutku i systematycznie chyli się ku upadkowi. Między  owsem a mną, po szybie auta, spływają szybko krople deszczu.
 
Błysk! Cudownie. Chyba będzie widowisko. Zabezpieczona klatką Faradaya na gumowych oponach, myślę sobie, że czerwień auta dobrze komponuje się z zielenią tla. I o tym, że Henmingway niekoniecznie miał rację, mówiąc, że przymiotniki są ważne.... a może to nie on....?
Pod ręką Stendhal i  jego "Pustelnia Parmeńska". Znów maszerują napoleońskie wojska i cudownie złośliwy, z wielkim poczuciem humoru pisarz, maluje obraz sobie wpółczesnych Francuzów. Czy hrabina z pałacu za mną czytała Stendahla patrząc przez okno na Izery? Teoretycznie mogła. Hemingwaya jeszcze nie.
Burza nie nabiera rozpędu ale pięknie pada nadal..... Francja, trzeba by tam pojechać znów. Zwłaszcza do Prowansji.
 
Miłego dnia
 
ewa:)
 
 
 
 

NA KAŻDYM KROKU CUDO... I JESZCZE NAFTALINA W BARSZCZU...

$
0
0
 
Serdecznie pozdrawiamy Wszystkich, a w szczególności Agę,..... z Giebułtowa, z Proszówki, z Naftaliny i wielu, wielu innych miejsc, o których zaraz będzie.


Aga, kiedy tu była, skomentowała  krótko: ...szkoda, że Giebułtów nie jest nad morzem...". Tyle było zachwytu. Ale to była zima, więc zostało jej już wybaczone..sic!
Aga się odgraża, że niedługo zacznie znów pisać na blogu! Chodzą słuchy, że ponoć już w te wakacje! Rety:) 
 
Tak więc uprzejmie Adze donoszę, że żadne morze, nie może nawet "ochlapać się" do letniego Giebułtowa. Jedne morza byłyby za zimne, inne za gorące. A tu jest w sam raz. Wieża kościoła pełni funkcję latarni. Najbardziej tej w Stilo, Kochana, bo tam, od strony Ulinii, najlepiej widać krowy na pastwisku, piękną grupę cienio dajnych dębów a dopiero pooootem... latarnię w tle.
 
 Sielski, wiejski obrazek. Aga zna wszystkie latarnie na wybrzeżu (!), ale tego widoku pewnie nie?
 
Gdyby tu była teraz ze mną, zmieniłaby zdanie o Giebułtowie.Robi dla wsi wieeelkie opracowanie i jak twierdzi, nie może już na nie patrzeć. (?).
 
Obowiązkowo, zawsze, do obejrzenia "Naftalina" w Proszówce. Roślinne dekoracje wśród mebli i bibelotów Naftaliny to uczta dla oczu. Tym razem jednak lekko mną wstrząsnęło.
 
Barszcze Sosnowskiego pyszniły się w gąsiorach i słojach! Wszędzie gigantyczne kopry.
Przeprowadzony na szybko wywiad wykazał, że P.Wojtek wie, że przywiódł intruza  spod Chojnika. W rękawicach zrywał! i konsekwencji nie poniósł. Uf! 
 
Naftalina  w barszczu...
liść barszczu
 
kwiatostan barszczowy
j.w
 
Naftalina, Proszówka
Barszcz Sosnowskiego to roślina niebezpieczna!. Heracleum sosnowskyi  
 
Pochodzi z rejonu Kaukazu, skąd został rozprzestrzeniony na rozległych obszarach Europy środkowej i wschodniej, gdzie stał się rośliną inwazyjną. Od lat 50. do 70. XX wieku wprowadzany był do uprawy w różnych krajach bloku wschodniego jako roślina pastewna. Po niedługim czasie, z powodu problemów z uprawą i zbiorem, głównie ze względu na zagrożenie dla zdrowia, uprawy były porzucane. Roślina w szybkim tempie zaczęła rozprzestrzeniać się spontanicznie. Gatunek okazał się przybyszem bardzo kłopotliwym. Jest to agresywna roślina inwazyjna, niezwykle trudna do zwalczenia. Powoduje degradację środowiska przyrodniczego i ogranicza dostępność terenu. W dodatku sok ze świeżych roślin wywołuje zmiany skórne. Barszcz Sosnowskiego objęty jest prawnym zakazem hodowli, rozmnażania i sprzedaży na terenie Polski. Blisko spokrewniony z równie kłopotliwym gatunkiem inwazyjnym, jakim jest Barszcz Mantegazziego.
 
Powoduje rany podobne do oparzeń. Te i inne informacje wwikipedii.
 
Naftalina
Naftalina jest już chyba miejscem kultowym dla osób lubiących takie klimaty. Można tu spędzić cały dzień zwłaszcza, że P. Wojtek pozwala czuć się tu swobodnie. Odkrywać centymetr po centymetrze sklepu. Wyciąga z zakamarków różne cuda. Bo choć wszystko tu jest na sprzedaż, to wiele przedmiotów nie jest wyeksponowanych i stanowi  ciekawostkę dla odwiedzających.
 
dawny rzutnik do slajdów, na naftę


hiszpańska tiara
 

W poszukiwaniu starych narzędzi ogrodniczych i rolnych w Naftalinie można natknąć się na takie COŚ!
Podaję za P. Wojtkiem, że jest to tiara. Nabijane krzemieniami deski, ciągnięte przez woła cięły rozłożone na płasko zboże. Prawdopodobnie jest to rodzaj prostej sieczkarni? 
 
tiara
Fantastyczny jest sposób mocowania krzemieni. W nacięciach umieszczano je jeszcze przed ścięciem drzewa, tak aby w ciągu 2-3 lat drzewo rosnąc na grubość, zakleszczało się wokół nich.W  ten sam sposób powstawały dawniej maczugi. Ta tiara ma ok 300 lat. Pomysłem na jej wykorzystanie współcześnie jest przeróbka na stół! Nad warstwą krzemieni umieszcza się lekko zdystansowaną szybę, która służy jako blat. Efekt murowany.
 
Naftalina, Proszówka
Naftaliny nie sposób w Proszówce nie zauważyć, ale warto zadzwonić i sprawdzić czy czynna. 601 348 118
Każdy tu znajdzie coś dla siebie:) Uwaga, ta naftalina uzależnia!
 
również
hula, hula, hula-hop
 
Jest też P. Wojciech skarbnicą wiedzy o okolicy i ciekawych ludziach, których tu nie brakuje. Dzięki Niemu poznajemy P. Renatę z Lawendy na Uboczu.
 
Tak więc jest w okolicy kolejne pole lawendowe!
Lawenda na Uboczu ( rys. Wojciech Kuznowicz)
 
"Lawenda na Uboczu", Ubocze, koło Gryfowa Śl.
j.w
j.w
j.w
j.w
j.w

P. Renata
Opowieść Pani Renaty o jej polu, to opowieść o zrealizowanym marzeniu. O tym, jak często siedząc w poczekalni gabinetu lekarskiego, patrzyła na reprodukcję ścienną przedstawiającą pole lawendy we Francji. Myślała, wtedy, że fajnie byłoby mieć takie pole! 
Pole przecież już miała, wystarczyło tylko kupić sadzonki i zaryzykować. Odważyć się. Więc się odważyła. Dziś mówi, że nie ma czasu dla ogrodu, który kiedyś uwielbiała prowadzić. Ale po co  ogród, jeśli całe pole jest ogrodem? Lawenda jest wszechobecna w jej domu i też ulubiona. W kuchni, w korytarzu. Akurat są zbiory!  Wszędzie  fioletowo...
 
 
 
 
 
lawendowe wrzeciono
Pani Renata wyplata również lawendowe wrzeciona. Są nieco inne niż te z poprzedniego postu o Lawendzie Izerskiej, które robi P. Dorota.  
 
 
 
Żegnamy to miłe miejsce i jego uroczą właścicielkę. Bardzo było nam miło tu gościć.
 
Kolejnym przystankiem tego dnia ma być, wg. wskazówek uzyskanych  z " punktu informacyjnego" w Naftalinie, Gościszów.
 
.....po drodze piękny szachulcowy dom w trakcie remontu. Bravo! Oby takich więcej!
 
 
i ... piękna stodoła z muru pruskiego...
 
 
Zanim pojawił się Gościszów..... takie cudo!
 
Phacelia tanacetifolia
Phacelia tanacetifolia
Phacelia tanacetifolia
Facelia błękitna (Phacelia tanacetifolia). Jest  to roślina miododajna. Uprawiana też z innych POWODÓW.
 
j.w
Po zachłyśnięciu się facelią i jej kształtami w  Gościszowie "lekkkkki  zgrzyt". Co tu robi ta betonowa kostka? I po jakie licho to kółko?
 
komlpeks renesansowy w Gościszowie

           
 
Resztą i resztką, Królewna byłaby zachwycona. Pewnie i tak jest, bo zwiedza w tym czasie Budapeszt.
 
Pozdrowienia od Hrabiny dla Królewny, z zamku w Gościszowie:) Królewna coś ostatnio wspomniała na FB, że woli być Hrabiną? Ale ja nie sądzę, niech lepiej zostanie jak jest.
 
j.w,  tzn. znaczy Gościszów
j.w
j.w
j.w
 ruiny kościoła
j.w
Niektóre kury w Gościszowie mają wyjątkowy kurnik. Rezydują i składają jajka w  kościele! Tylko czy to też jest szczęście dla tego kościoła?
 
 

.........w pobliżu piękny spichlerz i drzwi!!! Nabijane ćwiekami. Trzy warstwy desek. Ja bym się jednak Królewno nie zamieniła na Twoim miejscu. Mając takie drzwi? I herby. I kościół we włościach.
 
 
Od strony drogi Gryfów- Giebułtów, Izery
j.w .....po lewej w oddali zamek Proszówka a u jego stóp Naftalina a jescze dalej Mlądz
i  zawsze...na koniec dnia... warto przejechać się kawałeczek w stronę Świecia ...
 
Jest jeszcze inny zamek renesansowy (dwór?, dworzyszcze?) do pooglądania w okolicy. Maciejowiec. Ale o tym w kolejnym poście będzie.
 
Maciejowiec
 
Maciejowiec jest ciekawy. Czysty renesans i właściciele z Wrocławia.  Ponoć, informacja od P. Tomasza z Izerskiej Lawendy, W. Seneta w " Dendrologii" wymienia to miejsce, jako jedyne, gdzie wystepują w Polsce niektóre odmiany egzotycznych drzew. Oczywiście natychmiast pojechałam szukać..... 
 
 Do zobaczenia w Maciejowcu niebawem:)
 
ewa
 
Maciejowiec



PRZEMINĘŁO Z WIATREM - Maciejowiec.

$
0
0
Renesansowy dwór w Maciejowcu
Tańcząc pół dnia irlandzkie "skipy" na SLOT-Arcie w Lubiążu, w sobotę, poczułam, powracającą tęsknotę za Giebułtowem. 
Te podskoki i rytmy przypomniały, że jeszcze trzy dni temu, dzięki cudownym, podobnym rytmom i samochodowemu CD, udało mi się zatarasować drogę do pałacu, zwaną rowerową, poprzez  wyładowanie doszczętnie akumulatora   w aucie.
Na szczęście, jak wiadomo, życzliwych ludzi w G nie brakuje, więc kuśtykania do domu mi oszczędzono. (Ty, faktycznie! - powiedziała Królewna-medyk, patrząc na mój naderwany mięsień w łydce). Pozdrowiona bądź nadworna  Lekarko:)

Miłego Pana, który wskrzesił akumulator  pozdrawiam również i dziękuję za pamięć o moim  dziadku:). 

Droga rowerowa w G jest zdradliwa. Do biegania słabo się nadaje, a z rowerem chyba jest na niej jeszcze gorzej.
Ale w Świeradowie Zdr. są cudowne i doceniane, SINGLE-TRACK-i.

Miałam zamiar i ja, tym razem, przejechać trasę rowerem, ale ta noga się zbuntowała .... Ponoć wśród internautów na świecie, po tych w USA, nasze trasy, izerskie, zdobyły kolejne miejsce. Chyba 7- me. Na świecie! Najpierw była, chyba, Kalifornia, potem Izery! 

Wróćmy do Maciejowca. P. Tomasz z Lawendy Izerskiej powiedział, że warto pojechać, bo w "Senecie" występuje Maciejowiec gościnnie. Przejrzałam " Dendrologię"  pod tym kątem oraz wskazane gatunki. Niestety, nie ma Panie Tomku.
Ale Maciejowiec na pewno warto zobaczyć. Renesansowy dwór i ten drugi klasycystyczny. Ponoć jest jeszcze piękny wąwóz w uskoku tektonicznym (info Naftalina) i spiralnie zaplanowany park z alejami. To nam umknęło. Na następny raz będzie.... o ile komary pozwolą. W takim zarośniętym miejscu, bardziej dziś lesie niż parku, należy się na nie nastawić ...obowiązkowo. 

Mauzoleum w Maciejowcu

Renesansowy dwór w Maciejowcu
Schody  z "żyłami" do kościółka przy "nowym " dworze.

........stare, ogromne, żywotniki zachodnie w parku
Park przy pałacu, owszem, kiedyś był piękny i "na czasie". Świadczą o tym stare drzewa. Na pewno były dumą właścicieli, którzy, jak i my dziś, podążali za ogrodowa modą. Egzotyczne, wtedy, żywotniki, kasztan jadalny, rododendrony. Na balustradzie tarasu zachowały się oryginalne uchwyty na skrzynki kwiatowe. Były ponoć magnolie. Jest jeszcze  dąb burgundzki. Taki stary ogród jest jak opowieść. Wiele można z niego wyczytać. Właśnie za pomocą wiekowych drzew. Kasztany jadalne sprowadzano do Polski od 1652 roku, żywotniki zachodnie podobnie. Magnolie dopiero od 1825 roku. Im więcej egzotycznych drzew zachowało się w dawnym parku, tym bliżej i dokładniej można opisać przemiany jakie tu zachodziły. Ale ponieważ najczęściej miejsca te nie są pielęgnowane, potrzeba nieco czasu, aby drzewa te odszukać i nanieść na mapę. Wtedy dopiero wyłania się "park". Jego kształt, osie widokowe, aleje i stawy. Zaczynają powstawać wizje, jak tu kiedyś mogło być...Na co patrzono z okna na piętrze. Jaki malowniczy widok roztaczał się z tarasu. Czy właściciel był zamożny, czy nie. Wrażliwy na piękno natury czy tylko "modny". Wiele można wyczytać z zaniedbanego nawet ogrodu i parku....
Pałac w Maciejowcu, przy tarasie kasztan jadalny.

Pałac w Maciejowcu
aleja świerkowa prowadzi do mauzolem
Castanea sativa -  kasztan jadalny

schody do kościółka w parku
magiczny krąg rododendronów w koło  budynku kościoła

Plany dawnych ogrodów pełne były znaczeń, symboli. Nie jest przypadkiem i tylko ozdobą, posadzenie wokoło kościoła, kręgu z rododendronów. Owszem, widok ładny, zwłaszcza jak zakwitną, ale pierwotną ideą było oddzielenie sacrum od profanum. Miejsca panowania rzeczy świeckich od miejsca panowania świętości. Takich symboli używano powszechnie. Nie bez powodu sadzono żywotniki (popularne tuje) uznawane dawniej za drzewa długowieczne. Symbolizowały długie życie. Stąd też często występują na cmentarzach gdyż obrazują również życie po śmierci, życie wieczne.  Obecnie stały się już  prawie synonimem płotu. Żywego płotu...... Wszystko co dobre, kiedyś się kończy...

....Przemija z wiatrem....

słabo widoczny kościółek

pałac w Maciejowcu
Na temat pałacu w Maciejowcu powiem tylko tyle: remont stanął i dobrze, że na tym etapie. Dach chroni przed zniszczeniem i zawaleniem, bo od dachu zaczyna się ruina. Więcej szkód zrobić nie zdążono.

Dwór w Maciejowcu, tuż obok
Manna wonna
 Minęły dobre chwile w Giebułtowie i zapachy z nim związane. Nawet te, za 34 euro....

Ostrożeń , jednak polny, nie warzywny! 
Coś tam jednak po nas zostało... namalowane od serca...

...może tak szybko nie przeminie....kiedy my będziemy już daleko stąd.....


..." Pomyślę o tym później"...mawiała Scarlett O'Hara  w "Przeminęło z wiatrem". To dobra myśl, żeby za wiele nie rozpamiętywać. Trzeba z życia brać "dobre chwile" i się nim cieszyć. Czego wszystkim czytającym, w te piękne letnie miesiące, życzę.

A Ty Joanno łap formę. Przybywamy!!!! Pamiętaj, że przez Liverpool, please.  

okolice Formby?
j.w
w oddali ....Liverpool
szachulce w Chester
Chester
i....."angielska "dzikość"
Wiele z tych wspomnień przeminęło z wiatrem.... ale będą na ich miejsce nowe!

Miłego dnia,
ewa


Niezbyt cichy Ogród Japoński we Wrocławiu

$
0
0
fot. eM
Jak mi uprzejmie donosi Życzliwy Sąsiad, Królewna, eM oraz .... w Polsce są obecnie rekordowe upały!
Ja tego nie doświadczam, gdyż przesiaduję tymczasem w innym miejscu świata, obfitującym akurat, jak i dawniej bywało, w deszcze (ulubione !).  
Pomyślałam więc, że może w tym samym czasie jak ja tu, ktoś się w podróż do Wrocławia wybierze. Gdyby zobaczyć "coś" chciał, polecam Ogród Japoński.

Tuż przed moim wyjazdem do Krainy Deszczy Niespokojnych (GB) oraz "RUDEGO" i PSA w jednym (rudego Benka),  eM zapowiedział:
- ...idziemy do japońskiego. Opowiem Ci trochę o samochodach a Ty mi o drzewach"...?..?
- wielka to gratka o rozrządzie i budowie silnika posłuchać w takiej scenerii -  rzekłam i poszliśmy...


Ogród Japoński - Wrocław
Przywołując nieco historii, wspomnieć należy, że ogród tenzaprojektowany został zgodnie z wymogami japońskiej sztuki ogrodowej.
Ma on odzwierciedlać panteistyczną harmonię świata. Zgodnie z nią, w takim miejscu powinna panować cisza, która w połączeniu z odpowiednią roślinnością, wodnymi kaskadami, mostkami i innymi elementami pozwala na relaks, wyciszenie i osiągnięcie spokoju ducha.

...inne elementy...
Niestety... Wszystko inne tu funkcjonuje oprócz.... ciszy.... Reszta jest jak należy.
Ciszę zakłóca pobliska ulica A. Mickiewicza. To nieustanne źródło hałasu chciano jeszcze (może nadal ???) rozbudować.
Nie tak to kiedyś wymyślono...i nie tak, to się dziś praktykuje!

Ogród został stworzony przy okazji Wystawy Światowej w 1913r przez hrabiego Fritza von Hochberga i jego pomocnika, mistrza japońskiej sztuki ogrodowej Mankichi Arai. Po zakończonej wystawie ogród został zlikwidowany. Zachowane zostały jednak ścieżki, kształt stawu w pagórkowatej części. Zachowano również roślinność. 


W 1974r w ogrodzie wybudowano kaskadę wodna i napełniono staw wodą. Jednak prawdziwe prace rewitalizujące zostały rozpoczęte w 1994r. Władze Wrocławia zwróciły się z prośbą o pomoc do Ambasady Japonii w Warszawie w celu jak najlepszego odtworzenia charakteru tego miejsca. Dzięki pomocy placówki w ciągu 3 lat ogród powstał na nowo.... A  następnie został zniszczony przez.... powódź!

...stan wody podczas powodzi w 1997 roku...
Obecnie znajdują się w nim dwie kaskady wodne: żeńska (ONNA-DAKI) w północnej części ogrodu oraz męska (OTOKO-DAKI). Woda kaskad łączy się w stawie, którego brzegi łączy drewniany most (YUMENDO-BASHI). 
 
YUMENDO-BASHI
Oprócz tego w ogrodzie utworzono kamienne mostki (ISHIBASHI) a do ogrodu prowadzą dwie bramy: główna (SUKIYA-MON) oraz boczna (KABUKI).

Koło głównej bramy, w pawilonie herbacianym oraz przy kaskadzie OTOKO-DAKI umieszczone zostały kamienne misy na wodę (TSUKUBAI). 
Czasami w ogrodzie odbywają się specjalne pokazy rytualnego parzenia herbaty.

pawilon herbaciany

Postawiono dom typu AZUMAYA (pawilon herbaciany) oraz altanę wypoczynkową. Ogród wyposażono w oryginalne japońskie latarnie, zrobione z kamienia (TOUROU, KASUGA) oraz inne elementy tworzące klimat tego miejsca.






...na środku...niwaki..
Są to np. niwaki (czyt. niłaki) podobne do form bonsai. Niwaki są dużo większą formą "plenerową" bonsai i nie należy ich mylić ze sobą.


 Wielką atrakcją ogrodu są ogromne karpie oraz.... niskie ceny biletów!


...i bezczelne kaczki, które zawsze  wygrywają z karpiami walkę o pokarm...


I choć rekordowy, martwy, osobnik ważył 24 kg, pewnie też musiał się niekiedy poddać...


Po zawarciu bliższej znajomości z Ochroną wiele ciekawostek można się o tych inteligentnych i wrażliwych rybach dowiedzieć. Na przykład tego, że mają głos! Kwiczą! Chyba z powodu hałasu nie uda nam się tego usłyszeć...


fot.eM



Jest też Ogród Japoński miejscem nieustannych sesji fotograficznych....no i wspomnianych rozmów o samochodach...



i drzewach...oraz plenerów malarskich dla studentów np. architektury krajobrazu...:)

klon francuski
o klonie francuskim (klon trójklapowy)- Acer monspessulanum...

http://www.klony.info/klony/

skrzydłoorzech kaukaski
 ...skrzydłoorzechu kaukaskim - Ptercarya fraxinifolia
 
glediczja trójcierniowa
glediczja trójcierniowa
A jak już tam będziecie, nie zapomnijcie też  zajrzeć do Parku Szczytnickiego

...." rzeko Mersey, żegnaj nam"... Anglia.

$
0
0
... "Żegnaj nam dostojny stary porcie, rzeko Mersey, żegnaj nam"...

Tak to było w szancie śpiewanej na Mazurach. Ale nikt z nas wtedy tej rzeki nie widział, nie znał. "Stary Port" do tego,  był w mieście Liverpool, gdzie do dziś się znajduje. 
Jest tam też lotnisko, które mi zostanie w pamięci. Jak chyba każde, które jest testowane pierwszy raz.

eM powiedział; ..."jak wy, z Królewną, leciałybyście razem, to potrzebny byłby sztab ludzi do koordynacji!... A na koniec powinni wam założyć okularki na nos ... i dopiero w drogę"... 

Coś w tym jest, bo tym razem szukałam na  płycie lotniska, w 2 kurtkach, dresie, spódnicy, swetrze, Martensach (1.5 kg ponad bagaż podręczny trzeba było założyć na siebie, upał!) dowodu osobistego, który był w torebce! Samolot czekał!...
Królewna zaś pozostawiła swoje dokumenty w samolocie, którym powróciła (niechętnie) do ojczyzny. "Chwilę" trwało, nim go znaleziono, bo był już sprzątany! :)

szantowa rzeka Mersey
Wspomnienie lotniska z czasem wyblaknie. Rzeka Mersey zostanie. Przecież to ta sama Mersey płynie przez Liverpool, co przez Manchester. Wzdłuż niej wiedzie krajobrazowa ścieżka i spacer nią jest bardzo popularnym zajęciem w wolnym czasie.

przepust dla koni
Chorlton Water Park, to początek wyprawy. Miejsce bardzo podobne do wielu w Polsce. Dziko, swojsko. Ale tu, jest to niezbyt częste i takie zakątki są mocno eksponowane. 

Chorlton Water Park
Chorlton Water Park
Chorlton Water Park
Chorlton Water Park
Chorlton Water Park........ ławka
Chorlton Water Park
Chorlton Water Park
Mersey, Chorlton Water Park
 Idziemy na tym spacerze z Kasią i dzięki Kasi. To jej pomysł, więc jeszcze raz  niskie pokłony dla  Kasi. Za to, że miała czas, chęci i że lubi takie miejsca!:) i przyrodę. Na zdjęciu wyżej, to nie Kasia...My jesteśmy po drugiej stronie rzeki...ale łopiany!!! Cudo!

Mersey, Chorlton Water Park
Mersey, Chorlton Water Park
Mersey
Mersey
 Mersey
Nad rzeką, która meandruje i pięknie się wije, chętnie przesiadują kanadyjskie gęsi. To częsty widok w Manchesterze. Siadają nawet na trawnikach w centrum miasta.  Mam nadzieję, że w Polsce też tak się nazywają, bo mój "Przewodnik po łąkach i polach" leci właśnie w walizce do Kanady i nie mam już jak sprawdzić.   
Mersey
Mersey

Mersey
Nic, nigdy nie jest idealne. Wiemy. Piękne, słoneczne widoki nad rzeką Mersey, też mają swoje "cienie". Są nimi cienie samolotów. Jest też huk autostrady. Wszystko to cały czas nam towarzyszy. Czasem z oddali, czasem bliżej. Ale nigdy nie znika... Aż tak bardzo nie musimy zazdrościć Anglikom... 

Mersey
Mersey
Zbliżając się do ....cywilizacji.



Czy wiecie od czego zaczął się golf? Od wbijania kijem piłki do króliczej nory. Królików na wyspach jest ogromna ilość. Właściwie jest to stały element krajobrazu. Nic dziwnego, że kogoś podkusiło... i poszłooo na cały świat. 
A pola golfowe, na marginesie, projektują również  architekci krajobrazu.... o tym może nie każdy wie?....

nadal dziko i podmokło...
ale... nie ślisko...
powoli wchodzimy do centrum...

....Kościół z ogrodem warzywnym i kwiatowym.....
Manchester w "sukience w kwiaty"...
Manchester, biblioteka miejska w ostach...
nadal...
.....
Biblioteka miejska
Manchester to przemysł. Kolebka maszyny parowej i wielkich zmian na świecie, jakie się przez nią dokonały. Przemysł włókienniczy na dużą skalę. Dziś industrialny charakter trochę daje się we znaki. Człowiek tu jakoś nie pasuje. Jest jakby dodatkiem. Wszędzie dominują ceglane budynki, mosty, fabryki. Wiele jest również, po prostu, brzydkich, brudnych zaułków.  Brak tu trochę przytulności. Może to kwestia skali? A może marudzę i się czepiam?....Przecież nie ma ideałów....




..... pozdrowienia dla Kasi, która patrzy na Nas z tego zdjęcia:)
To nie koniec angielskich klimatów.


Pozdrawiam już z Kotliny, gdzie przez tydzień będę poza zasięgiem:)
ewa


P.S. Hamburg  i IGA po powrocie....może ruszą już pociągi do tego czasu 

Patrząc na południe..... Kotlina Kłodzka

$
0
0
Międzylesie

...."Jednak życie w mieście męczy mnie. Sądzę, że czas, by pójść na majówkę. Poleżeć gdzieś w trawie, mając nad sobą tylko wolno płynące obłoki. Czy pogoda wytrzyma? Mój Boże, w mieście jest tyle pięknych katedr i pomników. Pory roku zmieniają się tak cudownie, jakby przyroda sama dbała o nieustający teatr dla nas, tak subtelnie zmieniający dekoracje. Jestem pewien, że wyszedłszy na mury, gdzieś na końcu obwarowań, można patrzeć na południe, zobaczyć świat nieograniczony"....

 
 
SŁAWOMIR MROŻEK. Urodzony 29 września 1930 r. Czyli Waga, jak F. Scott Fitzgerald i kilku innych ulubionych pisarzy. Jak ja. Niestety zmarł.
Kiedyś przecież  wypada?
Nie wiedziałam, że umarł. Patrzyłam i jechałam wtedy na południe, w Kotlinę.

Ślęża
Prostą drogą, obok Ślęzy, Sobótki Górki, Kraskowa, Krobielowic, Dzierżoniowa, Goli Dzierżoniowskiej.....


Gola Dzierżoniowska 


Gola Dzierżoniowska 
Gola Dzierżoniowska
Gola Dzierżoniowska 
Sobótka Górka
Krasków
Krasków, opel kadet
Krasków
Krasków
 
 
 
............I dalej na sam skraj Polski. Tam, gdzie strefa ciemnego nieba staje się teatrem dla gwiazd. Do Jodłowa. Odbywają się tam Star Party, ale i bez tego sprzętu jest co oglądać. Zobaczcie koniecznie co tam się wyprawia! Jakie cuda na niebie widać w te sierpniowe noce. Piękna Droga Mleczna! Stacja Alfa jak na dłoni ok 21.30. Prawie na wyciągnięcie ręki, choć eM mówi, że lata na 40 000 m.

http://kizny.com/astro/astropolis-start-party-jodlow-2010/
Jeśli link się nie otwiera, trzeba go skopiować.

Jodłów




Tu do głosu znów mógłby dojść Mrożek:
"...Do literatury weszły utwory nowych, morderczo utalentowanych autorów. Kimże są ci przybysze? Odpowiedź na to, spodziewam się, dla wszystkich będzie rewelacją: oto nieraz spodziewano się przybyszów z Kosmosu"...
 
Jodłów
 
Mądrze jednak napisał Michał Ogórek wspominając, że ..."humor był u niego środkiem, nie celem, i nie miał wprawiać nikogo w szampański nastrój"...
 
 
Napijmy się więc oranżady. I zjedzmy obiad. Najlepiej w barze przydrożnym, gdzie tiry stoją na parkingu! "Tam jest zawsze dobre jedzenie"..... To znów cenna wskazówka od eM......... I dalej na południe......
 
Witaj Kotlino. Z góry jesteś przepiękna. Ale tam daleko,  za zasłoną perspektywy powietrznej jest Giebułtów.
 



 
Punkt widokowy pod Szczelińcem
taka sobie mapa terenu

Szczeliniec
 
....w oddali płaski  jak stół Szczeliniec
 
znów trochę Mrożka






rynna z jodły z oryginalnymi zaczepami
Wodospad Wilczki, Międzygórze

chyba blisko Jodłowa
hotel dla owadów w Międzygórzu?

Moda górska, sezon 2013
Międzygórze



Międzygórze to zasługa Marianny Orańskiej 

W drodze na "Golgotę" Śnieżnika
Schronisko pod Śnieżnikiem

Kotlina Kłodzka to również  "- Zdroje". Kudowa - Zdrój, Polanica - Zdrój, Duszniki - Zdrój, Długopole - Zdrój, Lądek - Zdrój.....
Niesamowicie się tu zmieniło. Wypiękniało. Tu i Tam. Choć wiele jest smutnych, opuszczonych miejsc.
Upał był  nieziemski. Chyba nikt nie zdobywał w tym samym czasie Śnieżnika!

Polanica - Zdrój
Park szachowy, Polanica - Zdrój

Park szachowy, Polanica - Zdrój
Kudowa - Zdrój
Wypiękniały również pozostałe, o czym będą posty. Ale i tak nic nie przebije  Międzylesia.
Otóż oddano tu do użytku nowy basen miejski. Ale największym hitem jest bilet wstępu. Przez 5 lat można się moczyć i pływać za darmo! Nic dziwnego, że nawet drwal uciekał z koniem na basen:)


W Międzylesiu jest też piękny zamek. W trakcie remontu.

powstająca galeria w Zamku Międzylesie



Zamek w Międzylesiu



Nowa Wieś koło Międzylesia
...."Skierowałem się na południe. Naprawdę kochałem moje miasto. ...Zawsze miałem podziw dla prawdziwej architektury, dla wszystkiego, co jest mądre i proste, co naturalnie wynika, a co jest wielkie i piękne dzięki jego naturalnemu odruchowi. Toteż z przyjemnością żyję, o ile to jest możliwe"....
 
S. Mrożek " Wybór opowiadań"


Miłego dnia
ewa

Kochane gruchoty, czyli czym skorupka za młodu nasiąknie.....

$
0
0
Wśród samochodów, tak jak wśród ludzi, istnieją rodziny, pokolenia i pokrewieństwa. Martwa zdawałoby się, bezrozumna maszyna, stała się w trakcie swej ewolucji cząstka świadomości ludzkiej. Jego najbliższym "zwierzęciem domowym" stworzonym przez zapaleńców, fantastów, poszukiwaczy przygód, dziwaków, entuzjastów.  Uwierzyli oni, że zastąpią w ten sposób siłę mięśni ludzi i zwierząt. Do głowy im wtedy chyba nie przyszło, że stanie się samochód przyjacielem, radością, zmartwieniem, miłością lub wrogiem człowieka.


Kiedy doszukuję się początków  mojego zauroczenia autami, jak nic "winowajcą" okazuje się Tato. Dalsze dzieje i wybory, to już tylko konsekwencja tamtego bakcyla, połkniętego w dzieciństwie. Niekończące się opowieści zawodowego, wtedy, kierowcy o ciągle psujących się Nyskach. Akrobacje myślowe, co zrobić, żeby jeździły, brzmią mi w uszach do dziś...Wrażenie robi też Jego prawo jazdy.....ambitne.... wszystkie możliwe kategorie .....i nigdy.... ani jednego wypadku....


Dziś, gdy samochody stały się codziennością, gdy stały się mniej romantyczne i przyprawiające o bezsenne noce, niektórzy nie chcą się tych "udręk" pozbawiać. Całkiem poważnie brzmi eM, gdy mówi o swoim niebieskim BMW ..."popatrz jakie ona ma piękne oczy"... Wiele nocy pewnie ma nieprzespanych, główkując dlaczego ciągle ucieka z niej woda... :)

 Jak dawno temu Tato.


Dzisiejsze auta, nowoczesne i lśniące różnokolorowym lakierem lub te 'matowe", najmodniejsze, były jeszcze niedawno nieporadnymi wehikułami. Przypominały staroświecką bryczkę, czasem jej skrzyżowanie z rowerem, a czasem romantyczną karetę. Pełne sentymentu i możliwości odseparowania się od codzienności.

(...) Bo czasem jest tak, że pociąg zbyt powoli bieży, a okręt zbyt powoli płynie. Wtedy trzeba mieć automobil stukonny i wiać na złamanie karku (...), gonić z wiatrem w polu..., a poza sobą pozostawiać wylatujące z głowy czarne i dręczące troski, przepadające w tumanie kurzu (...) - Kornel Makuszyński, 1928 r.

Motoclassic na Zamku Topacz
W sierpniu, ku ogromnej uciesze eM, Marka i mojej, oraz Jeremiego znacznie mniejszej, odbył się  na terenie Zamku Topacz w Ślęzie pod Wrocławiem, kolejny zlot starych pojazdów.  

Motoclassic

Zamek Topacz
Muzeum Motoryzacji pod Wrocławiem
 


REO, 1908r.
Było wiele perełek. Na przykład REO, jeden z najstarszych samochodów zarejestrowanych w Polsce. Ma tylko dwa biegi co "nieco" utrudnia jazdę po rondach. Tak twierdzi właściciel. Wiele opowieści można było na zlocie wysłuchać.


A jeszcze więcej zobaczyć na własne oczy...



Dawni konstruktorzy pojazdy swe starali się ozdobić. Piękne latarnie, lusterka, chłodnice, które są "twarzą" każdego pojazdu, czarują. Korek od chłodnicy przeważnie ozdobiony figurką z symbolem firmy. Deska rozdzielcza jak w samolocie. Samochody dawnych czasów to prymitywizm funkcjonalności i artyzm wykonania.
















Samochód nigdy nie był oderwany od zjawisk tzw. społecznych. Jego dzieje przeplatały się z dziejami krajów, życiem jednostek, modą, sztuką,  literaturą i filmem. Choćby taki "Pontiac Bonnevill" czy "Grand Torino" z Clintem Eastwoodem.






Czy samochody, podobnie jak ludzie, którzy je tworzą, zachowują swoje indywidualne cechy narodowe? Angielskie wozy mają nieco staroświecki charakter. Francuskie posiadają wiele lekkości i wdzięku. Włoskie są skrzyżowaniem artyzmu zawartego w linii i temperamentu sportowego. Niemieckie są natomiast przede wszystkim  funkcjonalne. A Ci , którzy nimi jeżdżą? Co ma dla nich znaczenie? Poza ceną, spalaniem, kolorem.....





Mikrus
W naszych czasach samochód przestał być wytworem entuzjazmu i radosnej twórczości pojedynczego człowieka. Jest maszyną konstruowaną z zimnym wyrachowaniem przez bezimienne biura konstrukcyjne i wiele współpracujących zakładów.

Mikrus był wyjątkiem i jego historia ma coś z historii pojazdów budowanych na przełomie XIX i XX wieku. Ukazał się 1958 roku. W ilości około 2000 sztuk. Był produktem ubocznym produkującej również lodówki, Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu. Skończyły się "luzy produkcyjne" i skończyła się produkcja Mikrusa.

Anegdota, której eM  chyba nie zna mówi, jak powstała wersja bagażowa. Otóż stworzyła go pod naciskiem "z góry"  grupa projektowa. Powodem był   anons w gazecie o sprzedaży bagażowego Mikrusa. Skoro amator w garażu mógł to zrobić, to i My możemy, rzekli konstruktorzy! Powstał, oczywiście. Tylko, że w gazecie był błąd. Miał być "beżowy" a nie "bagażowy".... 


Czajka




Zamek Topacz
Zamek Topacz
Wszystkie te zabytkowe pojazdy są ładne i bardzo urocze. Wzbudzają tak  wiele wspomnień. Trudno jest ich nie darzyć uczuciem. Nic dziwnego, że Ci których na nie stać, płacą czasem miliony i to nie tylko złotych.


Historie rodów samochodowych są jak koligacje rodzinne. W 1932 roku została zawarta umowa Państwowymi Zakładami Inżynieryjnymi a włoska firmą FIAT (Fabrica Italiana Automobili Torino).
Coś w rodzaju małżeństwa. Z tego mariażu urodził się Polski FIAT 508, który zaczął być montowany w Warszawie w 1935 roku. W roku 1974 rozpoczęto produkcję Fiata 126p. Jest to wnuczek tamtego samochodu.
Wnuczek mniej zużywa paliwa (5,5l/100km) od dziadka (9l/100 km) i szybciej jeździ.  Miejsca wewnątrz MAŁEGO WIĘCEJ! Oto jeden z cudów postępu technicznego.  




...."W pierwszym okresie mało kto zdawał sobie sprawę, że samochód może być użyteczny. Gdy się przekonano, że naprawdę potrafi jeździć i gdy uruchomiono produkcję, podstawowym pytaniem stało się, który wóz jest najszybszy. Nastał więc czas w którym musieliśmy urządzać wyścigi"... tyle na zakończenie  Henry Ford
 
 
Pamięci Taty...

ewa

KOLORY OGRODU BOTANICZNEGO JESIENIĄ - Wrocław

$
0
0
Dwa  dni temu siedziałyśmy z Agą na sympozjum MIEDŹ w ARCHITEKTURZE i słuchałyśmy o zaletach, zwłaszcza estetycznych, tego metalu dla nowoczesnych rozwiązań projektowych.
Jedną z niepodważalnych  zalet okazała się możliwość perforowania w blasze miedzianej wzorów zaczerpniętych z natury oraz odbicie się w błyszczącej elewacji stojących po sąsiedzku drzew.
Wszystko PIĘKNIE! Wizualizacje, realizacje - cudo.
O co więc mi chodzi? O to, że niedługo nie będzie już co miało się odbijać i o to, że główna prelegentka, w stopniu profesora, nieustannie używała jednego określenia dla opisywanej i wykorzystanej w projekcie  inspiracji przyrodniczej, mówiąc o niej KRZAKI.
Może byłyśmy tam "nie u siebie" a może właśnie przeciwnie, należało przyjść, żeby zobaczyć jaka przepaść dzieli dwie pokrewne dziedziny, które   powinny współpracować. Pozostaje mi wierzyć, że projektanci elewacji budynku powstającego przy Ogrodzie Botanicznym we Wrocławiu wiedzą jakie "krzaki" zdobią jego fasadę. Dopóki architekci będą "projektować" nam  zieleń wokół tworzonych przez siebie budynków, nie dziwmy się niczemu.  Eksperyment ten trwa już jakiś czas. Może się  w końcu te "krzaki" przyzwyczają? Przepraszam, przystosują do architektów.
Żeby odreagować, poszłyśmy z Agą do Botanicznego. Przy wejściu mały niesmak. Bilet normalny już 15 zł? Trzy razy tyle co ulgowy. Nowość? .......Nie jedyna.
Tu i tam  stoją sobie takie retrospekcje z przeszłości ogrodu. Podoba mi się, że są ...... na szybie. 
Aparaty w dłoń i do dzieła. Trochę zimno,  a czasem aż by się chciało zaatakować rośliny fajnym ujęciem od dołu. Na pierwszy ogień idą trawy i turzyce. To ich pora. Dla nich tu głównie przyszłyśmy ale słońce takie piękne, że kolory stają się najważniejsze.
Schizachyrium scoparium (polskiej nazwy brak)
Schizachyrium scoparium
Typha lugdunensis  -pałka

miecznica

Pennisetum orientale - rosplenica

Bouteloua gracilis -  butelua

Stipa tirsa- ostnica

Zantedeschia albomaculata- cantedeskia


Penstemon hartwegii ' Grandiflora' - penstemon Hartwega
Carex comans 'Bronze Form' - turzyca włosista
Iresine herbstii 'Shiny Rose' - iresyna Herbsta
 
 
Tricyrtisformosana - trójsklepka
 
Nie ma co za dużo gadać. Dalie każdy zna. Te zmienne i ogrodowe.Wiele jest jeszcze kolorów w ogrodzie. Piękne słońce wydobywa też faktury i kształty....

Hakonechloa macra 'All Gold' - hakonechloa smukła
Pennisetum alopecuroides 'Hameln' - rosplenica japońska

Fragaria x ananassa 'Lipstick' - poziomka ananasowa (truskawka)

Aga powiedziała, że ..."udał się odcień"... Wiele kobiecych akcentów zawierają nazwy odmian. Lipstick, Sweet Kate. To miłe, choć głównie blogi ogrodnicze czytają kobiety. Mężczyźni jakoś się wstydzą? Ale ktoś przecież latami te odmiany hoduje i na zwieńczenie swojego wysiłku czeka. A potem, proszę, taka Kate, Lilly, Madame idzie w świat i "błyszczy". Bardzo miłe.

Tradescantia' Sweet Kate' - trzykrotka ogrodowa
Podagrycznik!!! 'Variegatum'
Podagrycznik, to jeden z najgorszych chwastów. A tu piękna odmiana pstra i mało inwazyjna. Jeśli ktoś przyglądał się kiedyś kwiatom podagrycznika z bliska, nie dziwi się, że go uszlachetniono. Są bardzo subtelne i ładne.

Boćwina szerokoogonkowa
Salvia lyrata 'Purple Knockcout' -  szałwia lirowata


Cleome spinosa - kleome





..... Nie mogło zabraknąć hortensji ogrodowych.....




Dość już dawno, ale bez premiery na blogu, stanął w Ogrodzie pomnik.Kopia.
Prawidłowo powinien stanąć w Parku Szczytnickim ale pewnie strach, że zniknie  jak oryginał, zwyciężył. Jest więc do oglądania tu, w pobliżu lilii wodnych. a na nim ......


Park Szczytnicki, Wrocław



Joseph Freiherr von Eichendorff  (10 marca 1788 - 26 listopada 1857) był niemieckim poetą i pisarzem z okresu romantyzmu.

Jest uważany za jednego z najważniejszych romantyków niemieckich.


Joseph Freiherr von  Eichendorff



Miłego dnia a jesieni słonecznej
ewa

i... aga





Opowiadanie uniwersalne o angielskich ogródkach - Anglia i Walia

$
0
0
Usiądźcie wygodnie w fotelu a ja Wam opowiem o angielskich - anielskich ogródkach i ogrodach. Trochę miejskich, trochę wiejskich. 
Miasto może być małe lub duże. Jak chcecie.
 To jest opowiadanie uniwersalne
Gdybyśmy wzbili się w powietrze i stamtąd spojrzeli na Wyspę, zobaczylibyśmy, że prawie każdy jej mieszkaniec lubi być właścicielem "zamku".
Zamek taki, w postaci mniejszego lub większego pudełka mieszkalnego, ma dodatkowo niewielki skrawek zieleni.  

Fosy zamku i mosty zwodzone mogą być wyimaginowane, ale zamek każdego Anglika ma swoje "tereny zielone". Anglicy po prostu nie chcą na ogół mieszkać w mieszkaniach i dzielić podwórek z innymi.




W typowej dzielnicy z przedmieść lub dzielnicy mieszkaniowej "zamek" ma kształt nijakich bliźniaków lub szeregowców. Każdy zamek - pudełko posiada od frontu niewielki ogródek i na tyłach trochę większy.

W bardziej zamożnych dzielnicach ogródek od frontu jest nieco większy a dom cofnięty w głąb posesji!!!  W biedniejszych może być naprawdę symboliczny ale musi posiadać ścieżynę, furteczkę i odrobinę roślin na dowód, że jednak kwalifikuje się do miana "ogródka od frontu".




Wszystkie ogródki "zamkowe" otoczone są murem, płotem lub innym ogrodzeniem. Z przodu raczej niskim, żeby można było zajrzeć, z tyłu wysokim, aby się to nie mogło nikomu udać.




Ogródek z przodu jest zazwyczaj starannie zaprojektowany. Jest to miejsce gdzie Anglicy w ogóle nie przebywają.

To jedna z żelaznych zasad. Nigdy, przenigdy, nie siedzieć w ogródku frontowym!!!

Nawet jeśli jest tam miejsce na ławkę, nigdy się jej tam nie widuje.

Jeśli właściciel "zamku" nie kuca, nie pielęgnuje, nie zgina się jego obecność jest raczej niemożliwa. Na pewno nie wypada mu w tym miejscu stać!





Osoba w postaci "właściciela zamku" przebywająca w swoim ogródku frontowym jest uważana jako towarzysko dostępna i wtedy "rycerz sąsiad", któremu normalnie nie przyszłoby do głowy zapukać do cudzych drzwi, może zatrzymać się na pogaduszki. (!)


Pogaduszki owe, na 99%, rozpocznie od roztropnej uwagi o pogodzie lub pochwały ogródka sąsiada. Jeśli ogródek ogranicza się do wspólnego gazonu będzie miał dość kłopotliwą sytuację. Ale na pewno "po angielsku" wybrnie.

Wyjątkiem od reguły są ogródki byłych lub obecnych hipisów, obcokrajowców lub po prostu ludzi, chcących wyłamać się konwencji. W ich przybytkach "zieleni" znaleźć się może stara, zapadnięta kanapa a na niej właściciel posesji (zazwyczaj zaniedbany i zarośnięty), który będzie czerpał jawna radość z tej formy spędzania czasu. "Rycerze - kanapowcy" dopóki nie wstępują do koła gospodyń lub nie zaczynają grać w golfa, są spokojnie tolerowani przez bardziej konserwatywnych właścicieli sąsiednich "zamków".

Walia, nie Anglia:)

Ogród na tyłach "zamku" to ogród, którym wolno się cieszyć!!!

Dlatego zapewne bardzo często jest dość niechlujny. Tylko zupełnie wyjątkowo bywa tu tak, jak wszyscy wyobrażają sobie właśnie angielski ogród. Raczej trudno spotkać urokliwą kompozycje róż, malw czy bratków. Ogród ten jest, pamiętamy, otoczony wysokim murem, więc nie tak łatwo do niego zajrzeć.






Podstawowy model angielskiego tylnego ogrodu jest pokrzepiająco swojski.

Składają się bowiem nań: wysokie mury, kawałek bruku, kawałek trawnika, ścieżka, klomb, szopa.

Ten wzorzec musi być jakoś wyryty w angielskiej duszy skoro powtarza się na każdej ulicy w kraju. Nawet przed Hiltonem (który nawet przypomina szopę?) nie zrobiono wyjątku. Oczywiście, kawałek trawy jest nowocześnie plastikowy. Widać jaka Paris taki hotel. (Paris Hilton, wiadomo, znana z bezguścia)




Tylnych ogródków "zamkowych" nie zobaczymy w kolorowych albumach lub przewodnikach. Możemy je podziwiać, gapiąc się przez lornetkę i wspinając na dachy. Na szczęście wiele nie tracimy nie mogąc ich oglądać. Z estetycznego punktu widzenia jesteśmy trochę nabierani, słuchając bajek o angielskim ogrodzie.

Nie można oczywiście pominąć starań, jakich w ten ogród wkładają jego właściciele, wzorując się często zresztą, bardzo często, na ogrodzie japońskim. O czym chyba nie wiedzą.





Prawie wszystkie angielskie domy-zamki mają jakiś ogródek.

I prawie wszystkie są zadbane i należycie pielęgnowane.

Istnieje coś w rodzaju Krajowego Towarzystwa Ochrony Ogrodów, dla którego członków zaniedbanie ogrodu stanowi ciężki grzech, jak na przykład znęcanie się nad zwierzętami.



Wielką pomocą w uzyskaniu bardzo dobrych efektów jest deszcz.








Ogrodnictwo, zdaniem niektórych historyków tego tematu, ma niewiele wspólnego ze sztuką. Chodzi tu bardziej o status społeczny, aspiracje, styl życia i klasę (oraz  kasę?). Trudno jest mi się  z tym zgodzić, ale oczywiście prawdą jest, że ogrody wszędzie na świecie są wyznacznikami statusu społecznego i ekonomicznego. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że  nawet dobór roślin jest powodowany przynależnością klasową!

Należy tu jednak przypomnieć i zaznaczyć, że mody ogrodowe są zmienne.






Oceniając jednak właściciela ogrodu "zamkowego" w Anglii należy być ostrożnym jeśli nie potrafimy odróżnić staroświeckiej róży od np. odmiany Hybrid Tea. Ogólnie ogrody niższych klas są tu bardziej krzykliwe i chaotyczne, wyższych uporządkowane, równe i schludne.

Nie wspominając już o obecności ogrodników.

Czasem w ogrodzie znajdzie się element plebejski. Ot, taki znów swojski krasnal.


Jeśli zapytamy o niego właściciela, odpowiedź powie więcej niż sam przedmiot.

Udawana "wyższa klasa" na stwierdzenie "O! Krasnal?!?!" Odpowie: "Jest ironiczny". Dalsza część wywodu może być zawiła i długa!

Prawdziwy "rycerz na zamku" wyższej klasy powie, że kocha swojego krasnala! Bo z niczego nie musi się przecież tłumaczyć!

Klasy niższe uważają ten przedmiot po prostu za zabawny lub nawet ładny.

Na zakończenie wywodów o angielskim ogrodzie - Walia. Kamienna, surowa, inna. Inne też ogrody. Choć nadal angielskie. Tu jest zdecydowanie bardziej zamkowo.


















Uniwersalnego opowiadania  puenta jest taka:


Istnieje wiele typów angielskich ogrodów!


Przecież  "Anglia" to oprócz Anglii, również  Walia, Szkocja i Irlandia Północna.

Choćby tylko poprzez umiejscowienie tego skrawka zieleni ogrodowej w Wielkiej Brytanii, zmienia się  jego charakter i wygląd.

Nie mówiąc już o innych podziałach.
Miłego dnia Wszystkim.
ewa
Inny post o angielskich ogrodach
P.S Tekst powstał na podstawie badań socjologicznych Kate Fox. 







GARŚĆ WSPOMNIEŃ Z PIOTROWIC k. KĄTÓW WROCŁAWSKICH

$
0
0


"....Wielka jest nasza miłość i ciekawość świata, ale trwoni się i rozpływa nie obejmując braci kamieni, chyba że stały się nam one bliskie ze względu na jakąś chwilę czy legendę albo ze względu na to, że leżą na ziemi, na której dziadowie nasi toczyli wojny"....

J. Ortega  Y Gasset - "Dehumanizacja sztuki"

Pozwólcie, że podzielę się tu z Wami pewnymi wspomnieniami, zarówno naszymi, jak i byłych właścicieli majątku oraz mieszkańców Piotrowic. Będzie to opowieść o "kamieniach" ponieważ te "kamienie" stały się nam z Agą bliskie, jak wszystkie inne miejsca, które przyszło nam dotąd badać i analizować.

Spędziłyśmy w dawnym majątku Piotrowice (Gross Peterwitz) i otaczającym go parku wiele godzin. Oglądałyśmy go o każdej porze roku i dnia. W dzień brnęłyśmy tam w zaspach i grzęzłyśmy w błocie. Byłyśmy zarówno żerem dla komarów jak i towarzystwem dla błąkających się psów. Noce służyły do odtwarzania smutnej rzeczywistości w komputerze. Pociechą tych dni była budująca się historia. Odkrywana fragment po fragmencie w archiwach konserwatora, rozmowach z mieszkańcami oraz  internecie. Odgadywanie znaczeń, symboli i dawnego wyglądu tego miejsca. Jednym słowem - podróż.



Wszyscy lubimy szczęśliwe zakończenia. Może i to miejsce go kiedyś doczeka. Były plany dotacji z Unii i wola walki w  mieszkańcach aby uratować to, co zostało z dawnego majątku. Napisali do Uczelni list z prośbą o pomoc. Pojechałyśmy zobaczyć co zostało. A zostało wszystko. 
Wszystko oprócz pałacu!
Pałac zniknął. Nie ma, jak w innych przypadkach, walących się ruin. Jest plac, na którym stał. Gdzie są cegły i wyposażenie? Może w Warszawie?

 Może ktoś wie?

budynek stajni dla koni pod siodło

budynek stajni

Został piękny budynek stajni i oranżerii. Ogromny, 20 hektarowy park przejęty przez Lasy Państwowe, co utrudnia jego uporządkowanie oraz pokaźny folwark. Historia sięga XII w. a ostania dziedziczka, Felicitas Limburg-Stirum mieszka w Niemczech i utrzymuje kontakt z jedną z mieszkanek wsi.



               II Wojnę Światową pałac przetrwał w dobrym stanie, chociaż tereny okoliczne były zapleczem dla atakującej dzisiejszy Wrocław Armii Radzieckiej. Wraz z zakończeniem wojny i opuszczeniem rezydencji przez żołnierzy radzieckich zostało z niej wywiezione wyposażenie. Krótko pałac zamieszkiwały siostry zakonne równocześnie mając za współlokatorów żołnierzy radzieckich! Można sobie wyobrazić jaki koszmar przeżywały mając takich współlokatorów i dlaczego musiały go opuścić.Ograbiony i zrujnowany pałac został rozebrany w 1960 r., w czasie gdy  jego właścicielem było PGR Piotrowice. Pozostały po nim zasypane piwnice oraz widoczny fragment ściany. 
A kiedyś wyglądał tak.


Już sam fakt, że znany rysownik Wernher malował go dwa razy, świadczy o dużym znaczeniu tego założenia.  Był też wielokrotnie przebudowywany, co nie dziwi, gdyż jego historia sięga zamierzchłych czasów jakimi są czasy zamków warownych otoczonych fosą. Takie grodzisko było ponoć również tu, w Piotrowicach. Być może stało na wyspie w parku? 

Wspomnienie pałacu,  upamiętnione na zdjęciach właścicielki, musiało boleć. Kiedy go opuszczała jeszcze tak nie wyglądał.

zdjęcie z 1952 r.będące własnością jednej z mieszkanek Piotrowic, przekazane przez właścicielkę majątku.
Internet jest pełen wizerunków pałacu w dobrym stanie. Pocztówki chętnie przekazywały w świat wizję zadbanego majątku.





zdjęcie będące własnością jednej z mieszkanek Piotrowic, przekazane przez właścicielkę majątku.
Nie draśnięty bombami mógł przetrwać do dziś. 
Ocalał budynek kordegardy i oranżerii. Dziś, ten drugi, jest w rękach prywatnych. Część uszkodziła bomba resztę "bombarduje" Właściciel zastępując barokowe okna współczesną masówką. Co na to konserwator? Chyba nie widzi, bo całość otacza wysoki, parawanowy mur.

zburzone skrzydło oranżerii
oranżeria
oranżeria
Do wspomnień można już chyba zaliczyć dawny wygląd tego budynku.  Jedyna nadzieja w tym, że samego Właściciela wpatrywanie się w dawne zdjęcie i nasza rozmowa poruszy. Oby. Różni go już nachodzili. Nikt nic nie tłumaczył tylko "czegoś chciał". Szukali skarbów, staroci. Czasem kradli. W oranżerii przetrwały jeszcze w posadzce szyny dla małych wózków przewożących wielkie donice z palmami i innymi ciepłolubnymi roślinami. Robią wrażenie. 

oranżeria, zdjęcie z książki
mur parawanowy

mur od drugiej strony
Z drugiej strony muru parawanowego pozostały jeszcze szczątki szklarni. Na ścianach widać haki i rozciągnięte druty pod uprawę winorośli. 

Ale największe wrażenie robi park. To jeden z większych parków jakie dotąd widziałam. Całość założenia parkowego obejmuje kilka polan, zagajników, pagórek widokowy, 2 duże stawy, jeden z wyspą, jest psi cmentarz otoczony fosą. I jest nadal wiele ciekawych, egzotycznych drzew: ok. 200-letni tulipanowiec, 7 olbrzymich platanów, aleja pięknych kasztanowców i grabów. Zniszczony system melioracyjny spowodował zmianę poziomu wód gruntowych i znaczne osłabienie drzewostanu. Nie przetrwały tego zalania magnolie i cisy. 


tak poniekąd jest......


...a tak było


psi cmentarz na wyspie
Ciekawostką jest psi cmentarz na wyspie. Były tu opatrzone nagrobkami miejsca pochówku pupili dworskich. Ponoć zachowane kamienne płyty nadal znajdują się we wsi. 

pagórek widokowy
widok wyspy z fontanną z okna pałacowego
Nie przetrwała też fontanna na wyspie. Zostały uratowane tylko fragmenty.  Obecnie wspomnieniem jest nawet staw. Zniszczony system melioracyjny spowodował zarośniecie tafli wody, która dzięki umocnieniom kamiennym nadal jest czytelna.




W parku krajobrazowym tego typu nie mogło zabraknąć elementów małej architektury. Jest mauzoleum rodzinne, rzadko spotykane w postaci piramidy grobowej. Na odległej łące wznosi się sporych rozmiarów obelisk a blisko budynku stajni od 1905 roku spoczywa głaz pamiątkowy.


obelisk




piramida grobowa po oczyszczeniu przez mieszkańców.....
...stan obecny
głaz pamiątkowy
park-las
park - las
Wiele godzin spędzonych w Piotrowicach zostanie nam w pamięci pewnie na zawsze. Jak ta postać zabetonowana i krzycząca w niebo. 


brama wjazdowa od północy
brama wjazdowa od północy z budynkiem kordegardy
I jak odpowiedź pewnej wiekowej kobiety pytanej o drogę do Piotrowic, kiedy jechałyśmy tam pierwszy raz. W Pełcznicy zapytana, którą drogą do Piotrowic (bo stałyśmy na rozstaju, przy krzyżu) odparła:  ..."nie wiem, nigdy tam nie byłam"...

Owa nieznana jej wieś była 3 kilometry dalej. Cóż można i tak.


A my z Agą byłyśmy i stały się nam Piotrowice  bliskie. Wszystko przez te "chwile".

Pozdrawiam
ewa

Co to jest obelisk i skąd pochodzi? - post

DRZEWO DZIADKA I WNUKA - MIŁORZĄB DWUKLAPOWY

$
0
0
miłorząb dwuklapowy -Ginkgo biloba

"Drzewo dziadka i wnuka" brzmi znacznie ładniej niż "łapa kaczki". Obie te nazwy to chińskie, potoczne określenie miłorzębu dwuklapowego -Ginkgo biloba.

Dlaczego dziadka i wnuka? Dlatego, że dopiero wnuki będą jadły owoce z drzewa, które zasadzi ich dziadek. 


Gingko bilioba zwany jest również miłorzębem chińskim.

Owoce miłorzębu przypominają owoc śliwki mirabelki. Mają też chińską nazwę: "srebrny owoc". Jądro nasion zamknięte w pestce, stanowi przysmak i jest spożywane w różnych postaciach. Fakt ten podnosi (lub w zasadzie degraduje) to prastare drzewo do roli drzewa owocowego. Ale tylko w Chinach.

W Polsce, i innych krajach, owe owoce najbardziej kojarzą się z fazą baaardzo mocno przejrzałą i równocześnie niepowtarzalnie "brzydko pachnącą". Łagodny ser pleśniowy to marna konkurencja dla tego zapachu. Musiałby być potężnie spleśniały.

zielona matamorfoza
Zamek Czocha, 2013, jesień
Na szczęście Natura się nad nami zlitowała. Stworzyła miłorząb w wersji dwupiennej
Oznacza to rozdzielenie osobników żeńskiego i męskiego na dwa oddzielne pnie. Dzięki temu Jej "zabiegowi" jedno z najstarszych drzew na ziemi (żyjące 150 i 200 mln lat temu, na obu półkulach a obecnie naturalnie występujące tylko w Chinach i to w dolnym biegu Jangcy zwanej Żółtą Rzeką) zostało drzewem alejowym i parkowym.

Owe brzydko pachnące owoce zawiązują się jedynie na osobnikach o kwiatach żeńskich. 

Ogród botaniczny, Wrocław, osobnik żeński miłorzębu
zielona metamorfoza
miłorząb dwuklapowy
zielona metamorfoza
Zamek Czocha, 2013 r., jesień
zielona metamorfoza
ul. Wittiga, Wrocław, 2012 r., jesień
Chyba tylko przez pomyłkę lub złośliwość możemy stać się właścicielem osobnika z kwiatami żeńskimi. Na ogół szkółki nie prowadzą ich sprzedaży. Ale konia z rzędem temu, kto rozpozna w małym drzewku przyszły kłopot. Jeśli mamy wrogów, którzy chcą nas obdarować miłorzębem, bądźmy ostrożni. 

zielona metamorfoza

Oczywiście, jak większość drzew, miłorząb ma w ciągu roku liście zielone. Jest nawet odmiana 'Variegata', która ma piękne liście pstre. Żółty, cudowny dywan rozpościera się pod nim tylko jesienią. Jest też odmiana kolumnowa 'Fastigiata'.


Zamek Czocha, ok. Giebułtowa, 2013 r.
ul. Wittiga, Wrocław, 2012 r.
Gingko biloba (miłorząb) zachował się jako jedyny gatunek z licznie występującej grupy roślin bardziej prymitywnych od typowych roślin iglastych.
Jest drzewem długowiecznym. Żyje do 2000 lat. 

Paeonia suffruticosa , piwonia krzewiasta
Miłorząb był oczywiście stosowany w chińskich ogrodach. 
Rośliny w nich sadzone, ceniono ze względu na symboliczne i moralistyczne odniesienia i cechy związane z leczniczymi, jadalnymi lub praktycznymi zastosowaniami. Takimi roślinami były między innymi piwonie, sadzone pierwotnie jako rośliny lecznicze.
Dzięki tym kryteriom lotos, sosna, bambus, chryzantema również znalazły tam swoje miejsce.
Chryzantema: kwitnie jesienią,kiedy inne kwiaty więdną, ceniona była jako zioło przedłużające życie. Ta symbolika przetrwała do dziś i choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, dlatego właśnie 1 listopada na groby zanosimy najczęściej chryzantemy.
Bambuszgina się podczas burzy ale nie łamie. Symbolizuje prawość.
Sosna: element dziedzińca, nakazywała myśleć o czasie. 
Miłorząb: jako drzewo długowieczne sadzony  przy świątyniach.

Kościół na ul. Wittiga, Wrocław, 2012 r.
Z bardziej przyziemnych rzeczy mogą nam się przydać informacje o wymaganiach w uprawie.
Miłorząb posiada system korzeniowy palowy, co raczej utrudnia przesadzanie go. Należy stosować je tylko w przypadku młodych osobników. 
Dobrze  znosi cięcie i strzyżenie oraz zanieczyszczenia powietrza.
Jest zwolennikiem miejsc słonecznych a gleb żyznych i głębokich.

Ogród Botaniczny we Wrocławiu posiada oba osobniki miłorzębu dwuklapowego.
 Zapraszamy chętnych i ciekawych jesienią.

zachód słońca na Złotym Potokiem, ok. Giebułtowa


ewa:)




Dolina Pałaców i Ogrodów z kaliną w tle.

$
0
0


zielona metamorfoza
Na trasie ....,6.00,  jesień 2013 r. 
W sumie dobrze, że nadchodzi zima. Gdyby nie ona, materiały z letniego, jesiennego, wiosennego "bycia w trasie" nigdy nie zaistniały by na tym blogu. A blog powstał trochę właśnie po to, żeby w szufladzie nie leżało... i żeby w każdym miejscu świata mieć dostęp do niektórych informacji i zdjęć. Oczywiście kilka innych powodów też było istotnych.


Połączenie w jednej osobie kierowcy i blogera raczej prowadzenia blogu nie ułatwia. Jako pasażer mogłabym pisać w trakcie jazdy, ale za "kółkiem" się nie da. Potem często (a raczej zawsze) czasu brak.

zielona metamorfoza
Staniszów Górny, 25.10. 2013 r.
Robi się w Dolinie Pałaców i Ogrodów naprawdę pięknie. W stylu europejskim a nawet angielskim. Powstaję SPA w Staniszowie Górnym. To akurat już nie nowość, bo budynek SPA będzie niedługo tak częstym elementem założenia pałacowego, jak kiedyś budynek stajni. Po prostu musi być. Na razie Pałac w Jedlince (koło Świdnicy) się wyłamał i odrestaurowuje się tam mini browar.


zielona metamorfoza
Staniszów Górny


zielona metamorfoza
Staniszów Górny, Dolina Pałaców i Ogrodów, 25.10.2013 r.
Staniszów jednak ma zachwycający park i wnętrza. Atutem jest spójna całość otoczenia. Podobne poszycia dachów, elewacje otaczających go budynków, choć Właściciele są różni. 

Oczywiście wnętrza, to już osobne bajki.


zielona metamorfoza

zielona metamorfoza

zielona metamorfoza


Park urzeka. To fakt. Zapewne " tu robi robotę" rzeźba terenu. Jest malowniczo o każdej porze roku. Wielkie głazy tworzą niezapomnianą atmosferę. Jedyną taką w okolicy. Nie sposób też przeoczyć widocznego z daleka szczytu Śnieżki. Oj, spisał się tu architekt parku i nie zasłonił, ani rzeźbą ogrodową, ani drzewem. Ba, nawet stworzył ramy dla tego obrazu.

zielona metamorfozazielona metamorfoza

zielona metamorfoza

zielona metamorfoza

zielona metamorfoza

Zanim eM nas przywiózł do Staniszowa, podziwiany był już o godzinie 8.00 rano, najstarszy dwór szachulcowy w Polsce....w Mniszkowie



zielona metamorfoza
Mniszków
zielona metamorfoza
Mniszków, 25.10.2013 r.
Odludnie - cudnie tu dość i na uboczu a dwór ma takie położenie, jakby chciano go ukryć i wcale nie pokazywać. Zapewne tylko jesienią, kiedy nie ma liści na drzewach, jest tak dobrze widoczny. Okazja?

Nie to, co pałac w Pakoszowie


zielona metamorfoza
Pakoszów, Dolina Pałaców i Ogrodów, 25.10.2013 r.
Tu właściwie jak żywy staje mi przed oczami fragment  z "Wielkiego Getsbiego" F.Scotta Fitzgeralda

..."Trawnik, ..., biegł ćwierć mili do drzwi wejściowych, przeskakując po drodze zegary słoneczne i ścieżki wysypane tłuczona cegłą, i gorejące  kwietniki, aż wreszcie dopadłszy domu jakby z rozpędu wspinał się na ścianę dzikim winem"....

Nie ma dzikiego wina, nie ma zegarów, ale trawnik dopada domu jak nic.

zielona metamorfoza

zielona metamorfoza

Pałac ten ma, oprócz dość nowoczesnego wnętrza restauracji oraz sali balowej odrestaurowanej ze starannością,  inną niesamowitą niespodziankę dla gości. 


Panoramę!!!

Stojąc na ogromnym trawniku przed budynkiem, przy dobrej widoczności, zapiera widok dech. Niby znajomy, ale tu w całej krasie. Widać stąd Pielgrzymy.....oraz  Zamek Chojnik. Wszystko widać. Jak na dłoni. 

zielona metamorfoza
Pakoszów, Dolina Pałaców i Ogrodów, widok na Karkonosze


zielona metamorfoza


zielona metamorfoza
Pałac w Pakoszowie, 25.10.2013 r.
zielona metamorfoza
Wcale się nie zdziwię jeśli to żyrandol z Murano... a jeśli nie to łudząco podobny.
zielona metamorfoza
Barokowy zawias, raczej z wiejskiej chaty, w nowoczesnym zestawieniu
zielona metamorfoza
.....rzygacz inaczej
zielona metamorfoza

Był jeszcze piękny ogród kuchenny w Łomnicy i park krajobrazowy, jesienią, w Wojanowie. Były ..... na razie komputer zjadł....Smacznego.
NO wiadomo, że trzeba robić kopie, wiadomo, wiadomo...ale czasu brak.

Na uspokojenie kalina.


zielona metamorfoza
W starawym  słoju, zasypana cukrem, czerwona i  piękna. Kto pił sok uzyskany w ten sposób, ten wie, że wybitnie smaczny nie jest, ale ponoć działa uspokajająco. 

Czyli w sam raz na mój smutek zdjęciowy. 
Doczytałam też, że jest to roślina trująca. Chyba nie skorzystam z tej alternatywy i będę walczyć do końca.

A z roślinami trującymi jest właśnie tak, że wiele z nich jest leczniczych. Do czasu. 

Wszystko jest w życiu względne.

kalina koralowa

Pozdrawiam 
ewa:)

P.S. eM napisał właśnie z Sobótki : "Nie martw się, zawiozę Cię tam w sobotę". Zrobisz sobie 600 zdjęć".
- Ale to już nie będzie to samo, eM. Choć jednak od razu mi lepiej!

Odzyskane z maili:

zielona metamorfoza

zielona metamorfoza

zielona metamorfoza
Staniszów Górny



Tak się zastanawiam. Czy to jest piaskowiec czy szkliwiona ceramika? 


Post o Staniszowie i innych okolicznych pałacach -link 

Piękny film o Pakoszowie - link od Agi, który wyjaśnia wiele tajemnic Pakoszowa i opowiada jego niecodzienną historię pałacu - fabryki.


zielona metamorfoza
suszenie lnu przed pałacem-fabryką


:)

PO NITCE DO KŁĘBKA - ŁÓDŹ i MANUFAKTURA

$
0
0
 Łódź, sierpień 2013 r.
Po napisaniu poprzedniego postu o Pakoszowie i wyjaśnieniu tajemnicy "wielkiego trawnika", który tak do końca nie dopada domu, bo na drodze staje mu kostka granitowa, doszłam do wniosku, że w moim życiu zaczynają coraz częściej dochodzić do głosu "wątki włókiennicze"....

Tak, jak ogrody pełne są symboli wprowadzanych tam celowo przez projektantów, tak i w naszym życiu pojawiają się pewne one, jako forma przeznaczenia lub "bycia po coś". Każdy zapewne ma swój komplet "wątków" na życie. Czy je rozwinie czy nie, to już inna sprawa.

"Szmaty" (jak to pięknie ujmuje Janusz mówiąc o materiałach) były ze mną od zawsze. Mam ich stosy. Starych, przedwojennych sukienek, koronek babci i różnych "takich tam"....archaicznych wzorów i kolorów łowionych i zbieranych tu i tam. Żal kroić i  coś z nich szyć, więc chyba założę muzeum.

Do kompletu włókienniczego pasuje Giebułtów, który fabrykami włókienniczymi stał jeszcze do niedawna. Historia tkaczy była tak z nim zrośnięta jak....... huba z drzewem.  Całą wieś (i zapewne wsie okoliczne) tkały. Kiedy maszyny włókiennicze wyprowadziły tkaczy do fabryki,  w chatach nagle ucichło. W chatach przysłupowych, często zwanych domami tkaczy, których w Giebułtowie jest jeszcze kilka.

Wiele tych włókienniczych wątków mam: Manchester - kolebka maszyny włókienniczej, Łódź - polskiego włókiennictwa itd.

Dlatego też trochę o Łodzi będzie i Manufakturze, która jest pięknym przykładem, że  w Polsce "też można". 
Co to jest Manufaktura?

Krótko powiem, bo  pewnie większość osób wie. 
Według mnie Manufaktura, to współczesny rynek Łodzi. Dawniej kompleks fabryczno-mieszkalny (jak w Pakoszowie), którego właścicielem był Izrael Poznański. Swoje włókiennicze imperium zbudował na 30 ha terenu a w skład jego weszły  fabryki, domy mieszkalne, kościół i szpital, oraz pałac samego fabrykanta

  Całość tworzyła "miasto w mieście"
zielona metamorfoza, ZM
Manufaktura, Łódź, sierpień 2013 r.
Przy okazji pewnego opracowania dla Giebułtowa, które poddane zostało recenzji Joanny (notabene z Łodzi!) otrzymałam takie oto wskazówki:
..."Pamiętaj, że to, co najciekawsze powinno być na początku, bo do końca czytelnik może nie dojść....
Więcej krótkich zdań proszę, żeby się łatwo czytało....." 

Pomna tych wskazówek, że czytelnik blogu też może "nie dojść do końca" zaczynam od detalu czyli małej architektury w Manufakturze. Tak więc przedstawiam: 

OTO ŚMIETNIKI.
zielona metamorfoza
śmietnik 
ZIELONA METAMORFOZA, zm

zielona metamorfoza, ZM

Izrael Poznański nie żałował pieniędzy na najlepszych projektantów i materiały. Powstały majestatyczne hale produkcyjne, które stanowią kręgosłup obecnej Manufaktury. Dodatkiem są zaprojektowane współcześnie ławki, osłony koszy, kierunkowskazy, wiaty przystankowe. Całość tworzy miejsce niepowtarzalne. Tętniące życiem o każdej porze. Za sprawą muzeów, restauracji, galerii, sztucznej plaży i zapewne karuzeli oraz Lokomotywy Tuwima, który przecież też z Łodzi.

OTO KIERUNKOWSKAZY

zielona metamorfoza, ZM




Nie wszystko się widać udało. Do poprawki, trudno. 

Jak już "skubiemy" te Manufakturę po troszeczkę, należy pooglądać ławki. To ważny element małej architektury. Z wielka korzyścią dla atmosfery tego miejsca stworzono projekty niepowtarzalne. Szkoda, że to nie jest normą i w wielu miejscach Polski "straszą katalogowe potworki", które "coś udają". Najchętniej udają, że są stare.

ŁAWKI
Zacznę od przykładu ławki - ufo. Nazwa chyba nie jest fabryczna. Takie "ufo" stoi również we Wrocławiu, na szczycie Bastionu Ceglanego (na przeciwko Panoramy Racławickiej), gdzie je mało kto widział. Jako ławka, nie jest chyba zbyt wygodne do siedzenia, ale za to nadaje się do bazgrania po nim, co chętnie wykorzystują ci, którzy o "lądowaniu ufa" wiedzą.



Generalnie mała architektura koło Manufaktury zakłada, że ludzie lubią czytać (wersja optymistyczna) lub są nierozgarnięci (wersja pesymistyczna) i nie wiedzą do czego mogą służyć owe przedmioty o dziwnych kształtach. Bez przeczytania, że ławka, to ławka a kubeł, to kubeł nie wiedzą co począć. A tak przeczytają i siadają gdzie trzeba.  Forma tej ławki może wydać się niektórym ciekawa, ale jest... małe ale .... 

W myśl tego co powiedział Picasso, ..."że wszystko już wymyślono i teraz musimy sobie kraść pomysły"... przychodzi mi do głowy to.... Buga 2009 roku w Niemczech. Wystawa ogólnokrajowa, gdzie  podobne ławki pokazano. 

Niemcy, wystawa BUGA , maj 2009 r, 
Tradycyjne ławki chyba mają w Manufakturze większe "wzięcie" choć usiąść można przecież wszędzie. Bardzo popularne jest na świecie  siadanie na trawie. Powoli... powoli i tak będzie u nas. Kiedyś.


Londyn, Green Park




Od ławki do roweru blisko....zwłaszcza jak go się ma "na oku". Nie żeby w Manufakturze nie było stojaków. Przeważnie są i służą.



Trochę już Manufaktury i jej atmosfery pokazałam. Jeszcze dwa detale i starczy. Przystanek i kafle.
Wiata przystanku wyróżnia się ornamentem. To powtórzone logo Muzeum Fabryki, które znajduje się na terenie kompleksu. Można  je również dostrzec nie podnosząc głowy. Na płytach chodnikowych i podłogach we wnętrzach budynków.





Manufaktura zachwyca przede wszystkim detalem. Piękne, przemysłowe budynki w blasku zachodzącego słońca naprawdę robią wrażenie. To chyba najlepsza pora do ich oglądania. Kolor cegły jest wtedy nie do zapomnienia.









Mało tu roślin i raczej są tłem. Za to na bramie ...ufff. Faktycznie Pan Poznański nie żałował pieniędzy na detale. Łąka.
A jak było przed remontem, który trwał 3 lata.
Nie sposób w tym momencie nie wspomnieć starej Manufaktury:

Manufaktura w "Ziemi Obiecanej"- fragment filmu "Ziemia Obiecana"

Będąc w Łodzi warto zobaczyć owy Pałac Piotrowskiego. Robi wrażenie nawet na tych, co sporo już widzieli. Warto też przejść się ulicą Piotrkowską zadzierając głowę do góry. Oczywiście jak skończy się jej remont. Można wtedy podziwiać piękną secesję w architekturze bazującą przecież na motywach roślinnych. Zapewne wielka była ludzka potrzeba w tym czasie aby  się przyrodą otaczać, ale nie koniecznie żywą. W historii ogrodów okres ten nie ma zbyt wiele do zaoferowania.



Pałac Piotrowskiego, Łódź, 2013 r.
Łódź, Piotrkowska,  2013 r.
Łódź, Piotrkowska,  2013 r.
Łódź, Piotrkowska,  2013 r.

Janusz skomentował krótko, kiedy wróciłam z  Łodzi, dawnej stolicy włókiennictwa, że jest  ona taka, jak pisał w jednym ze swoich wierszy Tuwim ,... Łódź ma jeden problem, jakby wszystko zmieścić na Piotrkowskiej i jak to już "zrobią", to będzie bardzo ładnie....., ale Łódź to cała potężna infrastruktura nigdy nie remontowana, od jakiś 100 lat. 

..........i to jest niestety  prawda.

ul. Piotrkowska, Łódź, sierpień 2013 r.
 






Pozdrawiam zimowo:)
ewa

Sierpień 2013 r. ul. Piotrkowska .

Viewing all 193 articles
Browse latest View live